Strony

sobota, 10 grudnia 2011

PEKAES

29 listopada

PEKAES

Ta robota jest dla ludzi
Fajna taka nic nie nudzi
Z kierownicą do sukcesu
Bądź kierowcą pekaesu

Autobusem pędzi drogą
Gaz przyciska jedną nogą
Druga mu na sprzęgle wisi
Czy to mnisi ?wszyscy cisi

Ot kierowca wyścigowy
Młody szofer jedzie nowy
Zwolnic gazu nie chce mu się
Blady strach padł w autobusie

Z kierownicą do sukcesu
Jest kierowca pekaesu
A... kierowca i beztroski….
Mija miasta mija wioski

Szofer nie jest byle jaki
Po co patrzeć mu na znaki
Ograniczą mu swobodę
Mógłby komuś zrobić szkodę

Na zakręcie rzuca zadem
Żona czeka go z obiadem
Z kierownicą do sukcesu
Tylko w firmie pekaesu
MASZYNERIA ŻYWA

29 listopada

MASZYNERIA ŻYWA

Miasto beton słowem preria
Idzie drogą maszyneria
Długie nogi cienka w pasie
Czy by aby pchnąć nam da się

Jak motyla gąsienica
Na kapuście tkwi jak lwica
Tak ta maszyneria żywa
Do działania mężczyzn wzywa

Czy w tej prerii betonowej
Móc mieć baczność presji nowej
Co z za węgła wyszła w chwili
Żeby chłopcy się dziwili

Bo ci chłopcy to głuptaki
Takie morskie dziwne ptaki
Pogubieni w oceanie
Taką władzę mają panie

Maszyneria artyleria
Sprytna w bitwie kawaleria
W betonowej prerii miasta
Kwieci cudnych nam wyrasta

Zagubieni zapomniani
W tym betonie nie są sami
W maszynerii nam nadzieja
Dreszcz w wolności -łap złodzieja
BĄCZEK

29 listopada 2011

BĄCZEK

Lata bączek koło łączek
Niema nóżek ani rączek
Tylko mocne dwa skrzydełka
I naturę ma diabełka

Tu użądli tam upili
Nie usiedzi ani chwili
Cały czas jest w ciągłym ruchu
Nie posmyrasz go po brzuchu

Nawet nocna ćma zaradna
Nie usidli bączka żadna
Tak się bączek kręci w wirze
Gdzie jest krewka tam ją zliże

Tak jak motyl z kwiatka w kwiatek
Taki bączek ma swój światek
Wszystkie pszczoły ,osy ,muchy
Chciały z bączkiem mieć maluchy

Każda za nim fruwa ,lata
Przemierzyły już pół świata
Chciały bączka złapać w sidła
Wkrótce każdej mina zbrzydła

Nie rozumią  baby z trawy
Że ten bączek taki żwawy
Skąd ten wigor tak owocny
Jest kawaler -temu mocny.
GĄSIENICA

29 listopada 2011

GĄSIENICA

Gąsienica na kapuście
Rozmyślała o rozpuście
Swoim skrytym chytrym stylem
Chciała romans mieć z motylem

Gdy nażarła się do syta
Pomysł nowy w głowie świta
Kwaśne soki w tej kapuście
Nie pomogą mi w rozpuście

Takie chodzą ponoć plotki
Motyl lubi nektar słodki
Wyskoczyła na marchewkę
Robi soczek na nalewkę

Roztwór lepki kolor krwisty
Efekt będzie zajebisty
Usiadł motyl w soku strużki
Przykleiły mu się nóżki

Ani w lewo ani w prawo
Mam cię motyl mam na klawo
Gąsienicy radość wielka
Oderwała mu skrzydełka

Nie rób motyl ze mnie winnej
Byś nie uciekł mi do innej
Wszystko robię to z miłości
Wiem -tak kochają prości
DARMOZJAD

29 listopada 2011

DARMOZJAD

Mówić o tym nie wypada
Mam ja w domu darmozjada
Leży ciągle mój osiłek
Drażni każdy go wysiłek

Mówię sprzątnij -on żenada
Napraw gniazdko -weź sąsiada
Chociaż zróbże dziś śniadanie
On śpi dalej i nie wstanie

Gdy mu kiszki w marsza grają
Ledwo nogi z łóżka wstają
Po nich cielsko toczy wolno
I odzywa się namolno

Daj mi szybko coś do żarcia
Nie mam w nim żadnego wsparcia
Nawet w nocy ten skurczybyk
Jak zarżnięty twardo śpi byk

O robocie nie ma mowy
Już wyrywam włosy z głowy
Opadają obie ręce
Dokąd żyć mam w takiej męce

Już chcę kopnąć w dupę dziada
On mi wtedy odpowiada
Zastanów się ty kobieto
Czy ty jesteś mi podnietą
KONIK POLNY

29 listopada 2011

KONIK POLNY

Na trawniku konik polny
Wykonuje zawód wolny
Zamiast skrzypiec ma gitarę
Bałamuci każdą szparę

Ogier nader rozrywkowy
W tańcu dzwonią mu podkowy
Nie odpuści i chabecie
Zaraz siądzie jej na grzbiecie

I modliszka się nudziła
Tyle kopyt jaka siła
Zagrał konik na gitarze
I oboje tańczą w parze

Jemu w głowie rock en role
Ona mówi bluesa wolę
Wszystko jedno co chcesz luba
Twoja cnota moja zguba

Podniecała go tak dupa
Zażartował konik z głupa
A była kobita
Wyciągnął kopyta
WAŻKA

29 listopada 2011

WAŻKA

Pająk krzyżak do swej sieci
Łapie wszystko co podleci
Czy to komar czy też mucha
Każdy owad pająk dmucha

Raz z wizytą wpadła ważka
Ważka to jak z mlekiem kaszka
Wydmuchał ją w trzy sekundy
Nie dotrzymał końca rundy

Zawiedziona wielce ważka
Wcale nie chce znać już ptaszka
Odwiedziła więc motyla
I z motylkiem krótka chwila

Poleciała do dzięcioła
Dzięcioł kowal jej podoła
Masz ty dzięcioł siłę w dzióbie
Niech mi dzięcioł też podłubie

Dzięcioł myśli ale gratka
Z mocą dzióbnął tak owadka
Aż przetrącił ważce krzyże
Że się ważka nie wyliże

Co się będzie męczyć ważka
Stała się przysmakiem ptaszka
Z tego morał mamy taki
Zwyrodniałe są te ptaki
TRUTEŃ

29 listopada 1011

TRUTEŃ

Na bławatku młoda pszczoła
Leży sobie cała goła
Sprytny truteń w żółte paski
Chciał się dobrać do tej laski

Chłopak nie miał nic pojęcia
Jak udawać przed nią księcia
Przyniósł dla niej garczek miodu
Lecz nie chciała był bez lodu

Słońce grzeje ciepła pszczółka
Zamiast lodu dał ogórka
Nie muszą być w żółte paski
Takie lody też chcą laski
ŻUCZEK

29 listopada

ŻUCZEK

Gruby żuczek w ciężkiej zbroi
Na gałązce listek kroi
Nie chciał robić dużej zwałki
Uciął tylko dwa kawałki

Spadły oba mu pod nogi
Musi nabić je na rogi
Lecz nie schyli się biedaczek
Ma skostniały twardy fraczek

Z tej rozpaczy ściągnął zbroję
I nabija listki swoje
Skończył wreszcie tę robotę
Ubrać zbroję ma ochotę

Więc oglądnął się do kąta
Mrówka lasek skrzętnie sprząta
Posprzątała również zbroję
Oddaj zaraz to jest moje

Ja nie oddam ci skorupy
Bo wyglądasz w niej do dupy
Żadna to dla ciebie łaska
Lepiej ci jest na golaska

Choć był leśny wielki mruczek
Wkurzył się okropnie żuczek
Zrobił mrówce większą łaskę
Nabił mrówkę na swą laskę
KOMAR

29 listopada 2011

KOMAR

Drobny komar mało bystry
Latał sobie w wieczór mżysty
Nad bajorkiem brudnej wody
Zamiar miał uprawiać gody

Są tu fajne okolice
Wszystkie chętne i dziewice
Nad sadzawką w klubie samic
Bzykać można się bez granic

Bardzo zmokły mu skrzydełka
Szybko szuka pokładełka
Na nim usiąść mus , koniecznie
Żeby bzykać mógł skutecznie

Mgła deszczowa zimna pora
Komarzyc jest cała sfora
Wszystko jedno byle jaka
W rój komarzyc dał szczupaka

Nadstawiają pokładełka
Każda schwytać chce wróbelka
Świat jest piękny i uroczy
Z tej radości zamknął oczy

Lecz za chwilę nie otworzył
Bo niestety już nie dożył
Miast malinek zimne lice
Ssały wszystkie wampirzyce
ZAUFANIE

13 maja 2010

ZAUFANIE

Ponoć wróbel -szary ptaszek.
Kiedyś zrobił mi na daszek.
Co obchodzi to wróbelka,
Toż to tylko jest kropelka.

Zezłościłem się niezmiernie,
Mogłem tylko patrzeć biernie
Jak urządza wróbel kpiny,
Nie ponosząc żadnej winy.

Więc za chwilę mu w podzięce
Trzymam mocno kamień w ręce,
Chęć mam trafić ,utłuc wróbla,
Zlikwidować tego bubla.

Na wolności takie dranie
Będą plamić mi ubranie?
Wodzę wzrokiem za ptaszyskiem
Z rozwydrzonym złością pyskiem.

Żeby choć miał jakąś skruchę?
On beztrosko łapie muchę!
I zanosi swojej żonie
Która mieszka na balkonie.

Robi nawrót -i z powrotem
Znowu pryska mnie z polotem.
Za tą kupą nawet zerka,
I bezczelnie jeszcze ćwierka.

Tak bezkarne jest ptaszysko.
Prawie ,byłoby to wszystko.
Lecz zabawa ta nie do mnie,
Każdy blednie ,mówiąc skromnie.

Wleciał w krzaki ,znikł bez śladu
Ja pod balkon do obiadu
Czekam ,jak wpadnie do gniazda
Z nową muchą ,będzie jazda!

Lecz cóż widzę ,siadł na drucie
Pogrążony w skocznej nucie.
Obok niego dwie samice
Miauczą ,chyba mają chcicę ?

Zachęcają swą urodą.
I u wróbli z taką modą
Weszły baby do ataku
Wołam -ratuj że się ptaku!

Skręcił dziobem i się zdumiał,
Widać biedak mnie zrozumiał.
Kiwnął znacznie w mym kierunku
Jakby chciał rzec mi , ratunku!

No to migiem z mojej dłoni
W te pannice kamień goni
A co ! Gonić te cholery!
Ptak ma dzieci ,nie bajery.

Lecz te szare paradnice
Jak te nasze ladacznice
Unik robią ,nie dostały.
Lecz na szczęście ,odleciały.

Zaniósł muchę ,dał swej żonce,
Ona dzieli między brzdące.
Potem w niego patrzy dumnie,
Mogło by być tak też u mnie

Pomyślałem tak z zazdrością,
Jakąż dzielą się miłością?
I choć szary i choć mały
Ale zawsze w związku stały.

Żona wróbla wierzy w niego,
Może puścić go samego,
Choć samiczek w koło wiele
Tylko dla niej ,gniazdko ściele.

Można w życiu jak w przyrodzie,
Oprzeć związek na swobodzie,
Zaufaniem siebie darzyć
Można -tylko o tym marzyc !
ORLIKI

13 maja 2010

ORLIKI

Dziś na Szlaku Orlich Gniazd
Jest harcerski wielki zjazd
Wszystkie szczepy duże małe
Zjechały się tu na stałe

Nawet zuchy te maluchy
Szlak chcą zdobyć chodzą słuchy
Na ramionach mieć sprawności
Dla splendoru i godności

Każdy zamek każdy gród
Kiedyś bronił polskich wrót
Polski oręż polski miecz
Dla harcerzy wielka rzecz

Taka jest tradycja kraju
Tu historii i zwyczaju
Polskie gniazda polskie sioła
Dla młodzieży tu dzież szkoła

Uczy o tym się zuch mały
Rycerskości wiecznej chwały
Harcerz każdy patriota
W jego sercu honor cnota
CHEMIA

13 maja 2010

OBLICZA CHEMII

Każdy uczeń dobrze wie
Że na chemii bywa źle
Te reguły i te wzory
Pod oczami robią wory
Któż się uczy wzory kwasów
Gdy wśród uczniów brak jest asów
Chemia-przedmiot wręcz ponury
Kto ma pojąć takie bzdury
Można poznać chemię dobrze
Oprzeć trzeba się na Bobrze
Jest w ogonie Jegomościa
Coś takiego coś dla gościa
Coś takiego frywolnego
Na kobiety skutecznego
Lecz i z Bobrem są problemy
Drania złapać nie możemy
Cóż ta chemia!? Jest paskudna
A na lekcji? Jakaż nudna
W takim razie z nowej beczki
Są uszczelki na koreczki
Temat znany z otoczenia
Świetny przykład ogumienia
Ekstra rzecz i w kioskach ruchu
Nie trza szybko lać po brzuchu
Z wielu jeden celny przykład
Więcej chemii ? Trzeba wykład !
W szerszym spektrum droga szkoło
Przede wszystkim na wesoło
Każdy chłopak młody zdrowy
Lubi napój wyskokowy
Wyborowa sikacz Brendy
Działa dobrze na popędy
Na studniówce podlać można
Chętna będzie nawet woźna
Cóż dopiero na prywatce
Wciskać kity można matce
Czy nie wspomnieć ojca roli
On bez kitu często smoli
Chemia prosta nie jest wcale
Uczyć trzeba się wytrwale
Wzory chemii są tak trudne
Pojąc wszystkie Jest to złudne
Przedmiot ten jest wręcz zboczony
Jednak patrząc z innej strony
Chodzi głównie w tym temacie
Mieszkać sobie w niezłej chacie
Mieć pod ręką dobrą whisky
Na kanapie co dzień miski
Forsy mnóstwo niczym lodu
I szybkiego samochodu
Poznać chemię dostatecznie
Działać można wręcz skutecznie
Kończąc wreszcie tę histerię
Chemii różne są materie
Dobre lody nie są z wody
Zapamiętaj uczniu młody
Wasza pani chemię zna
Gdy poczuje to też da
MODA NA KOGUTA

14 maja 2010

MODA NA KOGUTA

W pewnym kurniku na zagrodzie
Kury uległy nagłej modzie
Jeśli indyki noszą korale
Kury wyglądać też chcą wspaniale

Wszystkie w kurniku co do joty
Ubrały sobie papiloty
W kurniku jak to kury na grzędzie
Wzniośle gdakały ;Ach co to będzie

Dotąd byłyśmy kury domowe
Księżniczki teraz ,nawet królowe
Nasza uroda przyćmi blask Słońca
I poprawiały pióra bez końca

Będą  piękniejsze , i kolorowe
Zachwycą wreszcie kogucią głowę
Jeszcze kreseczka pod oczami
Kogut na zawsze będzie z nami

To nie do wiary to nie do wiary
Zdziwił się kogut a był on stary
Dziobem potrząsnął pogrzebał w Ziemi
Moje kochane nic to nie zmieni

BALKON

14 maja 2010

Balkon

Stoję sobie na balkonie
I podlewam pelargonie

A tu nagle na chodniku
Młodych dziewczyn jest bez liku

Każda rzuca mi spojrzenie
Ależ fajne jest wrażenie

Gdyby człowiek był bez żony
Wziął by taką na pagony

Krew zaczęła krążyć żwawo
Młody chłopiec jestem  -brawo !

Myślę dobrać się do miodu
Wnet na plecach powiew chłodu

To się zbliża ma żoneczka
Cóż , opadła mi pałeczka
BABSKI AMOK

24 listopada 2010

BABSKI AMOK

Leci ,pędzi jak struś w prerii!
Przecież biegnie do galerii!
O tej porze ,raz do roku,
Wszystkie baby są w amoku!

Dziś w markecie są rabaty,
Tańsze będą wszystkie szmaty,
Taka akcja sezonowa,
Każda baba jest gotowa!

Wyczekują jak na starcie
Kiedy będzie to otwarcie.
Już się zbliża ta godzina
Przy drzwiach każda tam się wcina,

Jak na meczu przepychanka,
Od wczesnego już poranka.
Lecz gdy prosisz o śniadanie,
Która wcześniej rano wstanie?

To zjawisko niepojęte,
Wstają rano jak zaklęte.
Żadna wtedy nie ma czasu,
Chcesz coś -ile jest hałasu!

Któż zrozumie to stworzenie?
Cóż za wielkie wydarzenie
Może zmienić to zjawisko?
Tylko drugi market blisko!
GRÓD KRAKA

29 października 2011

O GRODZIE KRAKA CO BYŁA W NIM DRAKA

Dawno temu do wrót Kraka,
Przybył straszny Zabijaka.
Rycerz groźny i ponury
Wielki jak dąb lub pół góry.

Zarośnięty łeb w pokrzywy,
Groźny zez i nochal krzywy.
U podbródka capia broda
Cuchnął ,jak z rynsztoka woda.

Z nikim się nie patyczkował,
Palił grabił i szlachtował.
Gród w nieszczęściu ,wielka trwoga,
Nastał chaos i pożoga .

Wejść mu w drogę ,była zbrodnia.
Unikali go jak ognia.
Z resztą nikt mu nie dał rady.
Jednym słowem strach padł blady.

Rajcy i wszyscy mieszczanie
Lordowie i dworskie panie
I w sukiennicach przekupki,
Chowali przed nim głów czubki .

Krak z tytułem księcia grodu
Zapadł się w obłokach smrodu.
Wziął ze sobą swą drużynę,
Wskoczył z nimi pod pierzynę.

-Tu wam lepiej być druhowie
-Niż uciekać po Krakowie,
Tak rzekł ,tuląc się w ich środku,
Księgi milczą o tym przodku.

Nie wspomnieli kronikarze,
W ustach woda ,zwyczaj każe.
Wstydzili się pośmiewiska
Znana słabość wszystkim bliska.

Gród tak sławny w świecie całym
Tchórze sami ,z duchem małym.
Odważnego w żadnym domu.
A honoru bronić komu?
--------------------------------
Książę przy mnie nazbyt mały,
Nastał dzisiaj dzień mej chwały.
Zliczę szybko wszystkim kości.
Sam zabiorę całe włości.

I gród wezmę w posiadanie
Któż ma śmiałość ,któż mi stanie
Na mej drodze i powstrzyma?
Groźnie zezował oczyma

Nie któż inny ,Zabijaka.
Jak tą mysz przegonię Kraka
Będę księciem ,władcą grodu
Prędzej niż słońca zachodu!
----------------------------
-Pewnie już masz  odleżyny?
-Wyłaź Kraku z pod pierzyny!
-Zdejmuj z głowy tą koronę!
-Córkę oddaj mi za żonę!

-Jeśli nie nosisz spódnicy
-W podniesionej stań przyłbicy!
-Na grunt wyzywam ubity
-Cię i druhów twojej świty!

U wrót bramy stał już zamku
W chwale wrzeszczał o poranku.
Przeraźliwym groźnym rykiem
Jakim on to wojownikiem,

Lub najdzikszym z dzikich zwierzę.
Mury zatrzęsły się  ,wieże.
Rozpierzchli się w mig dworzanie.
Co się stanie to się stanie.

Biada biada  ,straszna biada
Zabijaka gród napada.
My nieszczęśni ,nasze losy!
W zawodzeniu słychać głosy.
---------------------------------
Trzęsie się trzęsie pierzyna,
Trzęsie się trzęsie drużyna ,
Boją się lochów ,ciemnicy.
-O wy trutnie , nikczemnicy!

Rozzłościła się księżniczka
Tak doniośle  jak perliczka.
(Jest perliczka taka kura
Gdy już wrzaśnie lecą pióra)

-Gdzie lwia męskość i odwaga?
-Gdzie majestat i powaga?
-Gdzie jest służka choćby jedna?
-Zostałam tu sama biedna .

A na imię miała Wanda.
-To jest przecież wielki skandal !
-Zostawić tak białogłowę!
-Z takim zbirem na rozmowę?

-Jestem młoda ,mam obawy
-Brać w swe ręce musze sprawy?
Wzywa wszystkich w majestacie!
Lecz ze strachu trzęśli gacie.

Nikt nie wyszedł bronić zamku
I księżniczki i jej wianku.
Kto obroni grodu mury?
Żaden -wokół same szczury.
---------------------------------
Wzięła oddech dość głęboki
Z wielką werwą ,szybsze kroki.
Była przecież energiczna,
A poza tym ,bardzo śliczna.

Otworzyła zamku wrota.
-Nie pogonił ci nikt kota!
Tak wrzasnęła z wielkim hukiem.
Zabijaka nie był mrukiem

Lecz go ścięło aż zatkało,
-Co ! -Zatkało cię kakao!
Dalej wrzeszczy ile siły,
-Jeśli chcesz mnie , masz być miły,

-Masz natychmiast zgolić brodę
-I namydlić mocno wodę,
-Żeby piana w niej aż stała,
-Będę zaraz ciebie prała!

-Jak już będziesz wreszcie czysty
-Pójdziesz sam do okulisty,
-To następna moja teza,
-Niech ci skoryguje zeza.

-Potem masz iść do fryzjera
-On ci z głowy powydziera
-Wszystkie chwasty i porosty,
-Podasz rękę ? Układ prosty!

Groźny rycerz -Zabijaka
Znieruchomiał jak pokraka,
Szczenę skrzywił ze zdziwienia,
Rękę cofnął od niechcenia.

Z krzywej gęby -na pół słówka,
Zaczął bełkot ,ot -wymówka.
Chciał powiedzieć drżącym głosem
Że nie zgadza się z tym losem.

Lecz mu Wanda weszła w słowa.
Mądra była białogłowa.
Widząc myśli swą przewagę
Rzekła -skup pan swą uwagę.

-Czy rozumiesz waszmość słowa?
-Musi w tobie być odnowa
-I nastąpić szczera skrucha,
-Czy mnie waszmość dobrze słucha?

-Masz być elegancki ,schludny!
-A na razie jesteś brudny.
-I ten nos mi nie pasuje
-Elegancję przecież psuje.

-Z nosem pójdziesz do medyka
-Niech ci dziurki poprzetyka
-A jak trzeba naprostuje,
-Krzywe nosy mają zbóje!

-Taki wygląd nie uchodzi
-Wręcz przeciwnie ,tylko szkodzi!
-Ma być ładny zawsze Książe
-No  ,niech waszmość się wywiąże!
=========================
Taka młoda ,taka ładna,
Taka zgrabna i powabna.
Ale baba ta jest hersztem.
To się skończy mym aresztem.

Czyż bym ja się znów dziś uchlał?
Tak pomyślał i aż struchlał.
Nie -to niemożliwe -Drogi-
- Boże - jak stał szybko w nogi.

Ledwo trzymał w dłoni wodze
Został po nim kurz na drodze.
Nawet koń co wierzchem nosił
-Prędzej wiejmy szybciej -prosił.
--------------------------------
Bez zbytniego czoła potu
Tak pozbyłam się kłopotu,
Mam nadzieję że nie wróci,
Tylko ojciec mnie mój smuci.

Pomyślała sobie Wanda.
Tu na zamku też jest banda,
Same zera same tchórze
Nic dobrego im nie wróżę.

Zawołała księcia Kraka.
-Słuchaj ojcze ,rzecz jest taka.
-W tym obliczu mej zagłady
-Nikt nie pomógł ,żadnej rady.

-A nie wspomnę ojca roli.
-Który ojciec tak pozwoli
-Córkę zbyć na pastwę losu,
-Brak mi nerwów ,brak mi głosu.

-I dlatego ja w nagrodę
-Chcę panować nad tym grodem.
Krak koronę ściągnął z głowy
Oddał w ręce białogłowy.

Na pamiątkę tej wiktorii
Przeszła Wanda do historii.
Każda panna wianki robi
Urodziny Wandy zdobi.

Kto zachłanny -nie jest szczodry!
Tacy ponoć są z za Odry!
Zaś z nad Wisły są uparci,
Przyjacielscy i otwarci!

Wanda co Niemca nie chciała
Długo ponoć panowała.
W nurtach wiślanych pływała
Latem ,gdy się w nich kąpała .

Duch jej krąży po Wawelu,
Widziało ją bardzo wielu.
Zamku wciąż stróżuje Wanda.
Co sto lat jest z Niemiec banda!

czwartek, 8 grudnia 2011


UKRAINA
Moja babcia mi wspomina,
Moja ziemia Ukraina,
Żebyś wiedział dziecko moje
Są korzenie  stamtąd twoje.

Tam mój dziadek pieścił rolę
Po nim ojciec ,ja pachole
Gdy świtało słońce rano
Szliśmy z mamą suszyć siano.

Albo żniwa ,złote kłosy
Układały się od kosy.
Tata ścierał poty z czoła
Mama żebrać ledwo zdoła

Ja pomagam im ambitnie,
Powrósełka wiąże sprytnie.
Wreszcie południe ,przerwa w znoju
My na snopach jak w pokoju,

Stół wystawny ,jakby święta
Uroczystość ,mama tchnięta
Odpoczynkiem daje jadło,
Pajdę chleba ,wieprza sadło.

Smakowało mi jak nigdy
Nie zapomnę ,nie ,przenigdy.
 Patrzał na nas sąsiad krzywo
Z serca zazdrościł nam żniwo.

Tata mówi ,weź sąsiedzie
Jeśli wam się tak nie wiedzie.
E ,tam ,nie chce ja cudzego,
Ale zawiść bije z niego.

kiedyś mili ,tacy fajni,
Zaciukali tatę w stajni.
Płoną wioski i kościoły.
Już nie poszłam do mej szkoły.

Przez te pola z mamą w nocy
Uciekamy od złych mocy.
Płyną strużki ,oczy mdlące,
Zachodzi kresowe słońce.