W lesie mieszka Rudy Lisek
I obmyśla co dzień spisek ,
Komu tu umilić życie
I psikusa zrobić skrycie .
To go cieszy , to go bawi ,
Z każdym w lesie się rozprawi .
Bo jest cwany , bo jest sprytny
I bezczelnie nieuchwytny .
Każdy psikus to wyzwanie .
Spełnić , nigdy nie ustanie .
Z galanterią i pietyzmem ,
Bez wysiłku i z artyzmem .
Samo imię , Lisek Rudy ,
Już zachęca do obłudy .
Lis się przy tym nie wysila .
Starczy jemu jedna chwila
Już ma pomysł tak genialny ,
Że dla innych nie realny .
I tak szybko w życie wdraża .
Tak codziennie mu się zdarza .
Nienawidzą go zwierzęta .
Wytykają , gdy się pęta .
Odwracają się plecami .
Lepiej im jest , gdy są sami .
Raz pewnego dnia o świcie .
Stanął Słoń na jego kicie .
O tej porze chrapał smacznie
A Słoń stanął nieopacznie .
Z cyrku uciekł właśnie , biedny .
Był w tym cyrku treser wredny .
Znęcał co dzień się nad Słoniem
I przezywał go wałkoniem !
Nie wytrzymał takiej presji .
Z tego dostał Słoń depresji .
Gnał na oślep , ile wlazło .
Za sobą zostawić chciał zło .
Prosto z deszczu wpadł pod rynnę ,
Bo zło wszędzie wciąż jest czynne .
Ważył przecież dość znacząco ,
Ból ten zadał mu , niechcąco .
Złapał się za kitę Lisek ,
Zaraz zwietrzył zwierząt spisek .
Lis zrozumiał po swojemu :
Jak on im , tak oni jemu ?!