Poszedł Wombat na zakupy ,
Chce przyprawy mieć do zupy .
Ma upichcić pyszne danie ,
Takie na dziś ma zadanie .
Bo Wombata , jego żona ,
Wciąż jest niezadowolona .
Mu wymyśla farmazony ,
Żeby Wombat był stłamszony.
Wombat gość jest na poziomie ,
Nie sprzeciwia się swej żonie .
- Nic się złego znów nie stanie .
Ugotował pyszne danie .
A Wombata już grymasi ,
Niby lepiej upitrasi ?
- Choć na język spróbuj ,
- Proszę .
- Nie ma opcji !
- To nie znoszę !
- Mdli mnie w gardle już sam zapach .
- Taki odór ! ?
- Jakby spod pach !
Przyznał racje swej Wombacie .
Ubolewa takiej stracie .
- By nie poszło to na marne ,
- Sam jedzenie to ogarnę .
Ta mu wpadła w głowę rada .
Usiadł sobie i zajada .
A Wombata ?
Jak Wombata ,
Dookoła niego lata
I rzępoli , co rzępoli ,
Że aż brzuch od tego boli .
Wombat najadł się do syta
Za to głodna wciąż kobita .
Nic nie zjadła , bo zjedzone .
Są żony - zacietrzewione !