Głodek
13 maja 2010
Dwaj grubasy
wielkiej masy
Załatwili sobie
wczasy
Spakowali wielkie
torby
Przekroczyli
wszelkie normy
Zamiast ciuchów
,toaletę
Spakowali galaretę
Spakowali salcesony
Tłusty boczek nie
wędzony
Szynki kiszki i
kiełbasy
Jabłka gruszki
ananasy
Dojechali na
letnisko
Pięknie fajnie basen
blisko
Jest klub fitness i
siłownia
Jutro zacznie się
mordownia
Zrzucić kila wam
wypada
To trenerska taka
rada
Obaj bardzo są otyli
Z tą nadzieją tu
przybyli
Bicze z wody i
fitnesik
Ubrać trzeba modny
dresik
Poszli rano na
zakupy
Mieli obaj ciężkie
dupy
Zrobić kroków rano
parę
Jest to dla nich
ponad miarę
Zamiast zajrzeć do
galerii
Odpoczęli więc w
pitceri
Szybko zjedli sześć
kołaczy
Z głodu .Trener im
wybaczy
Po śniadaniu na
zakupy
Nie !Zachciało im
się zupy
Kapuśniaczek
,jeszcze flaczki
A na drugie udo z
kaczki
To dopiero jest
zagryzka
Wziąć kotleta trza
do pyska
Przyniósł kelner im
kotlety
Tego mało im
niestety
Więc golonko na
deserek
Zjedzą ,pójdą na
spacerek
Zapach swojski na
deptaku
Zamówili więc po
ptaku
O spacerek przecież
chodzi
Kurczak z rożna nie
zaszkodzi
Tłuste obaj mają
rzęsy
Chciwie każdy łapie
kęsy
Młócą aż się trzęsą
uszy
Jeszcze piwko ,tak
ich suszy
Trenowali w takim
znoju
Mało było im napoju
Cóż !Wypili całą
beczkę
Podchmielili się
troszeczkę
Rozbawieni w swej
przygodzie
Na letnisko o
zachodzie
Ledwo przyszli na
kolację
Szybko zjedli swoje
racje
Czas odpocząć po
wieczerzy
Więc położyć się
należy
Poleżeli tak z
godzinę
Jeden zrobił kwaśną
minę
Drugi wierci się na
łóżku
Myśli tylko o swym
brzuszku
Zasnąć o bom niema
mowy
Każdy młody każdy
zdrowy
Dyskoteka na
letnisku
Nie jest dla nich .W
takim ścisku ?
Można zajrzeć też do
baru
Lepiej nie .Za dużo
gwaru
Co więc robić w
wieczór taki
Nic prostszego -jeść
przysmaki
Jeszcze ranek nie
tak bliski
Otworzyli swe
walizki
Najpierw jabłka
potem gruszki
Chciwie liżą swe
paluszki
Wnet maleńkie są
ogryzki
Znów zajrzeli do
walizki
Wzrok każdego jest
szalony
Zapachniały
salcesony
Miła mina cieknie
ślina
Wcale nie jest to
ich wina
W salcesonie coś
takiego
Jest nad wszystko
wybornego
Nawet chory na
bulinie
Zje salceson i mu
minie
Delektują się
grubasy
Jeść salceson-
trzeba klasy
tempo wolne z
wdziękiem gracją
Wymieniają się
owacją
Widząc wcześniej ich
wyczyny
Savuarie są to syny
Przyszła chwila na
kiełbasy
Chwilkę jadły ją
grubasy
Na sam koniec
ananasy
Ulubione ich frykasy
Przeznaczone do
kompotu
Żaden nie chce mieć
kłopotu
Twarde kto raz rzuci
słowa
Nie wymięknie nigdy
.Mowa?!
Przed wyjazdem dali
słowo
Ich nie zjedzą na
surowo
Gęsty kompot syrop
prawie
Musi śnic się im na
jawie
Odpuścili te owoce
Lecz trawienne w
brzuchu moce
Gryzą kliwią
podniebienia
Głód cierpienia się
nie zmienia
Nagle w oczach widać
błyski
Rzucili się na
ogryzki
Cóż ta chwila nazbyt
krótka
Udobruchać można
głódka?
Są w amoku wielkim
oba
Tak straszliwa ich
choroba
Młodzi silni w parze
zwarci
Dość nad wyraz są
uparci
Muszą zatkać czymś
te flaki
Sposób znaleźć na
to- jaki?
popatrzyli na
walizki
Cierpień może koniec
bliski
Myśl przemknęła im
przez głowy
Tłusty boczek jest
surowy
Wnet dostali obaj
korby
Dawaj szybko czesać
torby
Boczek nie wędzony
tłusty
W sam raz byłby do
kapusty
Lecz z kapustą u
nich bieda
Tłusty boczek zjeść
się nie da
Co więc robić w
takiej chwili
Gdy żołądek mocno
kwili
Boczek zjeść tak bez
okrasy
Przecież są te
ananasy
Wzięli obaj się do
rzeczy
Razem zgodni nikt
nie przeczy
Kroi jeden te owoce
Drugi w boczku
puszcza moce
Chwila moment jest
gotowe
I przysmaki też są
nowe
Sporo tego .Dwie
kopiate
Duże miski na sałatę
Zapach cieszy ,widok
nęci
Obaj mocno znów
zajęci
Dwa widelce i dwa
noże
Każdy orze ile może
Nosy wbite nad
miskami
Wymieniają się
mlaskami
Nagle słychać warkot
głośny
Wydech cichy ,grzmot
donośny
zaczęła się kanonada
Czy wypada nie
wypada
Mina blada ,jedna
rada
Pierwszy muszli kto
dosiada
Ten dostąpi spokój
błogi
Drugi -wyrzut zgoła
srogi
Obaj wielkiej są
postury
Do łazienki pierwszy
który
Niespodzianka
trzecia klasa
Drzwi za ciasne dla
grubasa
Oczy wielkie lica
blade
Obaj robią marmoladę
Na stojaka nie
wygodnie
Się rozumie -W
własne spodnie
Jeden mokry drugi
siny
Tak stękają dwie
godziny
Jest już rano szósta
prawie
Trener sprawdza na
odprawie
Całą listę obecności
Tu brakuje mu dwóch
gości
Do pokoju wchodzi w
pędzie
Gęsty smród i ślisko
wszędzie
Jak wywinie orła
cały
Wytrzeszczyli obaj
gały
Oblepiony cały
równie
Ręce w gównie
.Wszystko w gównie
W nerwach wstaje z
tej podłogi
A grubasy?- szybko w
nogi
Do Warszawy tak
pędzili...
Aż się wreszcie
odchudzili...?