Strony

środa, 29 kwietnia 2015

Głodek

13 maja 2010

Dwaj grubasy wielkiej masy
Załatwili sobie wczasy
Spakowali wielkie torby
Przekroczyli wszelkie normy
Zamiast ciuchów ,toaletę
Spakowali galaretę
Spakowali salcesony
Tłusty boczek nie wędzony
Szynki kiszki i kiełbasy
Jabłka gruszki ananasy
Dojechali na letnisko
Pięknie fajnie basen blisko
Jest klub fitness i siłownia
Jutro zacznie się mordownia
Zrzucić kila wam wypada
To trenerska taka rada
Obaj bardzo są otyli
Z tą nadzieją tu przybyli
Bicze z wody i fitnesik
Ubrać trzeba modny dresik
Poszli rano na zakupy
Mieli obaj ciężkie dupy
Zrobić kroków rano parę
Jest to dla nich ponad miarę
Zamiast zajrzeć do galerii
Odpoczęli więc w pitceri
Szybko zjedli sześć kołaczy
Z głodu .Trener im wybaczy
Po śniadaniu na zakupy
Nie !Zachciało im się zupy
Kapuśniaczek ,jeszcze flaczki
A na drugie udo z kaczki
To dopiero jest zagryzka
Wziąć kotleta trza do pyska
Przyniósł kelner im kotlety
Tego mało im niestety
Więc golonko na deserek
Zjedzą ,pójdą na spacerek
Zapach swojski na deptaku
Zamówili więc po ptaku
O spacerek przecież chodzi
Kurczak z rożna nie zaszkodzi
Tłuste obaj mają rzęsy
Chciwie każdy łapie kęsy
Młócą aż się trzęsą uszy
Jeszcze piwko ,tak ich suszy
Trenowali w takim znoju
Mało było im napoju
Cóż !Wypili całą beczkę
Podchmielili się troszeczkę
Rozbawieni w swej przygodzie
Na letnisko o zachodzie
Ledwo przyszli na kolację
Szybko zjedli swoje racje
Czas odpocząć po wieczerzy
Więc położyć się należy
Poleżeli tak z godzinę
Jeden zrobił kwaśną minę
Drugi wierci się na łóżku
Myśli tylko o swym brzuszku
Zasnąć o bom niema mowy
Każdy młody każdy zdrowy
Dyskoteka na letnisku
Nie jest dla nich .W takim ścisku ?
Można zajrzeć też do baru
Lepiej nie .Za dużo gwaru
Co więc robić w wieczór taki
Nic prostszego -jeść przysmaki
Jeszcze ranek nie tak bliski
Otworzyli swe walizki
Najpierw jabłka potem gruszki
Chciwie liżą swe paluszki
Wnet maleńkie są ogryzki
Znów zajrzeli do walizki
Wzrok każdego jest szalony
Zapachniały salcesony
Miła mina cieknie ślina
Wcale nie jest to ich wina
W salcesonie coś takiego
Jest nad wszystko wybornego
Nawet chory na bulinie
Zje salceson i mu minie
Delektują się grubasy
Jeść salceson- trzeba klasy
tempo wolne z wdziękiem gracją
Wymieniają się owacją
Widząc wcześniej ich wyczyny
Savuarie są to syny
Przyszła chwila na kiełbasy
Chwilkę jadły ją grubasy
Na sam koniec ananasy
Ulubione ich frykasy
Przeznaczone do kompotu
Żaden nie chce mieć kłopotu
Twarde kto raz rzuci słowa
Nie wymięknie nigdy .Mowa?!
Przed wyjazdem dali słowo
Ich nie zjedzą na surowo
Gęsty kompot syrop prawie
Musi śnic się im na jawie
Odpuścili te owoce
Lecz trawienne w brzuchu moce
Gryzą kliwią podniebienia
Głód cierpienia się nie zmienia
Nagle w oczach widać błyski
Rzucili się na ogryzki
Cóż ta chwila nazbyt krótka
Udobruchać można głódka?
Są w amoku wielkim oba
Tak straszliwa ich choroba
Młodzi silni w parze zwarci
Dość nad wyraz są uparci
Muszą zatkać czymś te flaki
Sposób znaleźć na to- jaki?
popatrzyli na walizki
Cierpień może koniec bliski
Myśl przemknęła im przez głowy
Tłusty boczek jest surowy
Wnet dostali obaj korby
Dawaj szybko czesać torby
Boczek nie wędzony tłusty
W sam raz byłby do kapusty
Lecz z kapustą u nich bieda
Tłusty boczek zjeść się nie da
Co więc robić w takiej chwili
Gdy żołądek mocno kwili
Boczek zjeść tak bez okrasy
Przecież są te ananasy
Wzięli obaj się do rzeczy
Razem zgodni nikt nie przeczy
Kroi jeden te owoce
Drugi w boczku puszcza moce
Chwila moment jest gotowe
I przysmaki też są nowe
Sporo tego .Dwie kopiate
Duże miski na sałatę
Zapach cieszy ,widok nęci
Obaj mocno znów zajęci
Dwa widelce i dwa noże
Każdy orze ile może
Nosy wbite nad miskami
Wymieniają się mlaskami
Nagle słychać warkot głośny
Wydech cichy ,grzmot donośny
zaczęła się kanonada
Czy wypada nie wypada
Mina blada ,jedna rada
Pierwszy muszli kto dosiada
Ten dostąpi spokój błogi
Drugi -wyrzut zgoła srogi
Obaj wielkiej są postury
Do łazienki pierwszy który
Niespodzianka trzecia klasa
Drzwi za ciasne dla grubasa
Oczy wielkie lica blade
Obaj robią marmoladę
Na stojaka nie wygodnie
Się rozumie -W własne spodnie
Jeden mokry drugi siny
Tak stękają dwie godziny

Jest już rano szósta prawie
Trener sprawdza na odprawie
Całą listę obecności
Tu brakuje mu dwóch gości
Do pokoju wchodzi w pędzie
Gęsty smród i ślisko wszędzie
Jak wywinie orła cały
Wytrzeszczyli obaj gały
Oblepiony cały równie
Ręce w gównie .Wszystko w gównie
W nerwach wstaje z tej podłogi
A grubasy?- szybko w nogi
Do Warszawy tak pędzili...
Aż się wreszcie odchudzili...?