Strony

piątek, 6 kwietnia 2012

KOSMICZNA CZKAWKA

14 maja 2010

KOSMICZNA CZKAWKA

Na podwórku wielkie krzyki
Kogut pieje na indyki
Tam na dachu siedzi kawka
Dręczy ją kosmiczna czkawka

Męczy w słonecznej pogodzie
Telepie w porannym chłodzie
I trzęsie nią gdy ma nerwy
Po prostu trzepie bez przerwy

Co ma począć biedna kawka
Gdy ją taka dręczy czkawka
Zebrały się w koło ptaki
Chcą uradzić sposób jaki

Jaki ptaki tylko znają
Wnet już wszystkie zaczynają
Zaskrzeczała pierwsza sroka
Przyglądała się z wysoka

Dobrze połknąć dwa żołędzie
Może czkawki tej ubędzie
Albo by tak po robaczku
Ćwierknął wróbelek na krzaczku

Lepiej trzeba troszkę gryki
Głośno gulgoczą indyki
Myślę bardziej szczyptę soli
Sól z tej czkawki ją wyzwoli

Powiedziała co wiedziała
Tamta Sójka co siedziała
Na to wszystko Stara Sowa
Sowa ponoć mądra głowa

Niech no idzie do doktora
Bo ta Kafka przecież chora
Nie zgodziły się Skowronki
Przyleciały właśnie z łąki

A Skowronki wszystko wiedzą
A co wiedzą to powiedzą
W starej dziupli w ciemnym borze
Szeptucha mieszka -pomoże

Zna zaklęcia Szara Wrona
U czarownic jest uczona
Niech więc leci do niej Kafka
Zaraz zniknie jej ta czkawka

Gdy to ptaki usłyszały
Aż skrzydłami zatrzepały
Wrona !? Złe o niej powieści
Straszne ,w dziobie się nie mieści

I słyszała je też Kafka
W mig minęła jej ta czkawka
Trochę strachu nie zaszkodzi
Gdy o zdrowie przecież chodzi

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

GOTYK!!!

19 listopada 2011

GOTYK !!!

Błoto i mżysto ,kończy się wrzesień.
Deszczem plugawi słotliwa jesień.
Zamęt bezdroży ,swoista plucha.
Wstają z grobowców bez krwi ,bez ducha.

Żywe truposze ,repliki zgonów,
Zarobaczone skorupy klonów
Zombi !-pacynki nieświadomości.
W swej sterowności -niezwykle prości.

Osły!- do sejmu rzeczpospolitej
Butności furii kłamstwem nabitej.
Kryształ nie czysty jak lód z kałuży!
Zbyt brudny!  -Tyfus ,suchoty -wróży!

A na ich czele -główny sterownik
Wredny i podły rudy osobnik.
Podłość! Kasa!  Władza!  Śmierć!  Klęska!
SEKTA -PLATFORMA OBYWATELSKA!!!

KARALUCHY DO PODUCHY

Małym dzieciątkom z matczynej głowy,
Dochodzą szepty bajkowej mowy
Gdy nie chce zasnąć luba pociecha,
Mama powtarza bajki jak echa.

I tak się stało razu pewnego
Matka tuliła synka miłego.
Już rozmydlone ,już miał swe oczka,
A wciąż się miotał ,skręcał jak foczka.

Bezsilna mama co począć nie wie,
Palnęła szybko , tak jakby w gniewie;
Precz karaluchy mi z tej poduchy!
Syn zasnął  ,ale ktoś nie był głuchy.

Szczęśliwa macierz okryła chłopca
Lecz nie wiedziała że piosnka obca,
Że przekręciła na opak słowa,
Wyczarowała - czy bajka nowa?

Rzekła  zaklęcie tak nieopatrznie
Już tylko patrzeć ,gdy wnet się zacznie.
Wyszła od dziecka sama zasnęła.
Jakaś iskierka jakby błysnęła.

Za chwilę druga ,trzecia tuż w chwili,
Za nią znów czwarta , piąta się mili.
Nagle ,z iskierek małe cudaczki ,
Wyprysły żuczki w przedziwne szlaczki,

A rozwydrzani , jakże nieznośnie,
Nie bacząc nocy skaczą radośnie.
Piski i wrzaski ,śmiechy i chichy,
Każdy z nich przecież chwat jest nie lichy.

Silny ,odważny ,szybki i sprytny,
Mocny ,przebiegły i nieuchwytny.
Tak pewni swego ,żadnej obawy,
Oni tu przyszli z chęci zabawy.

Kto zaś zaklęcie niechybnie powie,
To już na zawsze ma ich na głowie.
Bajzel ,śmietnisko -pobojowisko
Jakby mieszkało wielkie urwisko.

Pięć karaluchów z krainy bajki,
To jak pięć zbójów ,zbójeckiej szajki.
Zawsze ciekawscy ,pędzą znienacka,
Szelmowski uśmiech ,brać to piracka.

Merdelek -grubas zgłodniały wiecznie.
Jak ma coś zeżreć  -usiedzi grzecznie.
Żre tak do woli aż brzuch go boli,
Gdy bardzo boli ,to żre -powoli

Gurdelek leniuch ,wolny obrzydle,
Zamiast pobiegać ,ślizga na mydle.
Jak mu się uda na bańce frunie,
Lekkoduch taki ,nic nie rozumie.

Bzdelek ,trzęsiórek ,ciągle się dyga,
Wpada w panikę jak leśna strzyga.
Byle okazja -mdleje ze strachu,
Za to jest szybki -sprinter w swym fachu.

Trelek -kapitan -silny ,mocarny,
Zagląda wszędzie i jest bezkarny.
A gdy zaskoczy ich nieraz bieda,
Żadnego skrzywdzić na pewno nie da.

Nie byle jacy są to łobuzy,
Ze swoich przegięć chuchają guzy.
Nikt nie wymyślił na nich lekarstwa.
Bo każdy rodzic ,myśli -to łgarstwa

Lubią pobrykać niczym maluchy
W śmiechu ,w zabawie trzepocą brzuchy,
Jeśli zgred stanie jakiś na drodze,
W odwet fantazji popuszczą wodze.

A wtedy biada ,rodzicom biada
Na nic się zda tu pomoc sąsiada,
Na nic zadane wszelkie zabiegi
Zaradzą w porę ,knują przeszpiegi.
-------------------------------------

Ale fajowo ,wytworna chata
Gurdelek żachnął -będzie na lata.
Oj będzie będzie mnie też się zdaje,
Trelek wtóruje z zachwytu wstaje.

A wam chłopaki ? Mnie się podoba.
Prawie -jak w zamku .Jasna choroba,
Ferdelek mlaskał w wielkim podziwie.
-Kołderka miękka -przytulał ckliwie.

Parę podskoków jak z trampoliny
I hop z kołderki bez żadnej liny.
Dywan mięciutki na szczęście z owcy ,
Stanęli twardo mali cyrkowcy.

Merdelek w nerwach wszystkich pogania.
Grubas dziś przecież był bez śniadania
I bez obiadu ,nad czczo jest w akcji.
Choć ociężały -rwie do kolacji.


Ferdelek -cienki ,jak listek płaski,
Straszny chudzielec ,słychać aż trzaski
Gdy zgina nogi w każdym kolanie,
Dziwią się kumple ,że się nie złamie.

Z rozpędu ślizgiem jak zawieruchy
Mkną po podłodze karace brzuchy
O jejku jejku ! O rany bomba!
Bum bum bum -każdy niezdarna trąba.

Na śliskiej drodze dotkliwa kraksa
To była jazda -wszyscy na Maksa
Trelek nie piska Merdelek wcale
Gurdelek chciałby robić tak stale

Bzdelek ,Ferdelek zadowoleni
Dwa guzy więcej ach cóż to zmieni.
Tacy urwisy nie znoszą wpadki,
Bez ceregieli podnoszą zadki.

Dalej do kuchni -pierwszy Merdelek
Zwąchał swym nosem słodki eklerek.
Za nim bez sprzeczki pędzi czwóreczka,
Nikt nie odmówi sobie ciasteczka.

Przed nimi jednak trudne wyzwanie,
Muszą się wdrapać po stromej ścianie.
-O rany rany ,spadnę z tej ściany
-I znowu będę poobijany.

Bzdelek się ścina ,przeżywa trwogi
Jemu już teraz dygocą nogi,
Patrzy na Trelka ,wzrusza ramieniem
Trelek przedrzeźnia go ze zdziwieniem.

-karaluch jesteś nie żaden znów tchórz?!
-Trzęsiesz się tylko ,mózgownicą rusz!
-No całkiem spoko mucha nie siada
-Która by śmiała , ze ściany spada.

Tak mu w tym strachu nawinął w pięty
Zdążył już zdrętwieć -stoi nieugięty.
Masz babo placek ,wzdycha Gurdelek,
Sztywniak na dole w górze eklerek .

Ferdelek na to ;extra drabina
Jak się nam Bzdelek tak już napina.
W czterech oparli pod pajęczynę
Prowizoryczną z Bzdelka drabinę.

Górska wyprawa alpinistyczna
Po pajęczynie  nazbyt drastyczna.
Krzyżak w ukryciu zaciera szczęki ,
Komu zaciśnie -przeżyje męki.

Pająk już czuje drgające sieci,
Zerka z za węgła kto sieci szpeci,
Kto śmie mu czynić tak wielką drwinę,
Kto tak bez strachu wszedł w pajęczynę.

Któż wpadł na pomysł taki szalony
Szczenę rozwiera ,wielce zdumiony.
Ślepia wytrzeszcza ,przeciera łapą
A nie był przecież on żadnym gapą.

Tak zamerdali na wszystkie strony,
Z nagłej rozterki nie był skupiony.
Sześć  oczu patrzy -z zdziwienia klapnął,
Zdążyli przebiec zaczem się skapnął.

Trelek przez ramię dojrzał go z góry;
-Żeby nas złapać trzeba fachury !
Wystawił język -trele morele,
Zagrał na nosie -nas jest za wiele .


Krzyżak ze złości aż jadem syknął,
Do pustych sieci gość nie przywyknął.
Wstrętny robalu dam ci fachurę
Jeszcze cię złapie i zedrę skórę.
------------------------------------------
Głośno mlaskają ,trzepocą czułka,
Rozkosznie ciasto łykała spółka.
Bzdelek na dole ledwo z drętwoty
Wyszedł biedactwo ,już ma kłopoty.

Pająk go dojrzał ,schodzi po linie,
Bzdelek niechybnie za chwilę zginie!
Pająk już blisko ,cieknie mu ślinka,
Już ma go prawie -szum -świst -tyć -chwilka.

W jednej sekundzie Bzdelek na blacie
-Co tam chłopaki ? -Jak się tu macie?
Nie reagował nikt mu na słowa
Skubali ciacho jak trawę krowa.

-Aście koledzy !? -żachnął się Bzdelek
-Nie ma co czekać -wskoczył w eklerek
Już liznął masy ,już szczypnął ciasta,
Tyle chrupania ,jaka omasta,

Każdy z nich był tu smakoszem wielkim,
Zapomniał Bzdelek o świecie wszelkim .
Po dłuższej chwili kończyli jadło
A tuż za oknem jakby pobladło.

Kończy się nocka świtać zaczyna.
-Nam się czas schować -za mną drużyna
Zarządził Trelek ewakuację,
Wszyscy są zgodni ,przyznali rację.

Skoczyli migiem po pajęczynie.
-No świnie podłe ,no podłe świnie!
Krzyżak odgrażał strzelał oczami.
-Jeszcze was złapie ,uśmiercę drani.

Lecz w jednej chwili jakby zniknęli,
Z prędkością światła przed siebie mknęli.
Pęd na wariata ,byle do przodu
Muszą uniknąć słoneczka wschodu.

Brzasku promienie w poranku słońca
Były by rychłym bajeczki końca.
Brać to czaderska -hopsa w kołderkę
Przecież nie pójdą na poniewierkę.

Zanim zaklęcie ich tu przywiodło
Po drugiej stronie źle im się wiodło.
Choć to bajkowe są ananasy
W świecie realnym ,tu mają wczasy.

Wrócić więc nie chcą .Za wszelką cenę
Zrobią teatrzyk czy śmieszną scenę
Byle muc zostać  ,beztrosko brykać.
Czyżby zasnęli ? -przestali fikać.
----------------------------------


================================
Godzina siódma wstała już mama
Krząta się w kuchni jak zwykle sama.
Pichci śniadanie ,ma być dziś szynka
Bułeczka ,jajka ,wszystko dla synka.

Smacznie przysypia jeszcze dziecina.
Drastycznie skacze adrenalina
W kuchni mamuni -chapło ją deczko ,
Do jej kawuni znikło ciasteczko.

Wielce zdziwiona ,choćby okruchy,
Dokoła ślady jakby od muchy.
Zgłupiała mama ,oczom nie wierzy.
Był wczoraj placek ,sam talerz leży.

To nie do wiary ,mruka pod nosem
Któż ją urządził takim bigosem?
Przecież Mareczek dzieciak za mały
Na palcach ?-rączki by nie dostały.

Psa niema w domu ,czyżby kocina?
Nasz bury kotek ciastek nie wcina .
Sama od siebie śledztwo prowadzi.
Zajrzeć pod kołdrę nic nie zawadzi.

Może Markowi tata w sekrecie
Kupił mu pieska na pięciolecie ?
Tak ją coś pika coś ciągnie łóżka,
Odkrywa kołdrę ,mignęła smużka.

Jakaś jaskrawa ,jakby świecąca,
Dziwnych kolorach ,zachwycająca.
Bez przerażenia ,chwila zdziwienia,
Przetarła oczy ,jak z  osłupienia.

Jestem zmęczona ,tak pomyślała.
Już miała odejść ,do kuchni chciała,
Lecz tuż za głową synka Mareczka
Leżała sobie mała karteczka.

Wzięła do ręki tak z ciekawości.
Kto nas przywołał niech nas ugości.
O naszych brzuszkach niech nie zapomni,
Bo my jesteśmy ogromnie głodni.

Chcemy poranne jadać śniadania
Smaczne obiady mieć bez gadania,
Słodkie desery i podwieczorki,
W wieczór kolację -miłe potworki.

Ale żartowniś nie chce się przyznać
Chciał mi z humorem swe grzechy wyznać
Mama tak tatę w uśmiechu zdała,
Głowy już ciastkiem nie zaprzątała.
----------------------------------------
Tuż pod poduszką słychać tymczasem;
Ale my dali nogi za pasem,
Dobra robota ,co nie ,chłopaki?
Sprytnie nam poszło całkiem bez draki.


Nic się nie kapła ,ślepa skubana
Jak każda baba zaspana z rana.
To dla nas szczęście ,że nie kumata,
Mogła być w ruchu kuchenna szmata.

Przesadzasz Bzdelek daj sobie siana,
Nie siej paniki nam tu od rana.
Skarcił go Trelek ,czas nam wyłazić
Słońce na dobre przestało razić.

Masz jakiś pomysł na tyle śmiały?
Ferdelka łapki już wszystkie drżały.
Już go swędziała nawet skorupa,
Lubi coś robić, najlepiej z głupa.

Nieplanowana akcja z marszruty
To jak w piosence wesołe nuty.
Już w pogotowiu czekała reszta
Na śmiały rozkaz swojego herszta.
----------------------------------------
Marek się wreszcie wykluł z łóżeczka
Pojadł szyneczki dopchnął jajeczka
Umył swe ząbki i umył oczy
Ale do mamy markotnie psioczy;

Nie chce mamusiu iść do przedszkola.
Co znowu synku ,taka niedola,
Biją w przedszkolu mego synusia ?
Zażartowała z Marka mamusia.

-Nie .-Ale nuda .-Jaka znów nuda?
-Zbieraj się szybko ;-mała maruda.
-Nie wiesz że mama do pracy musi?
Z humorem Marka za kołnierz dusi.

-No dobrze mamo wiążę już buty
-Przeżyję jakoś dzisiejsze smuty.
W swym foteliku zapięty pasem
Z mamusią jedzie z lekkim grymasem.
-----------------------------------
No co jest chłopcy ? Co się dygacie?
Sami jesteśmy w tej wielkiej chacie.
Zwiedzamy co nie? Dawaj w komnaty!
Żwawo ruszyli do boju chwaty

Jaka ogromna ,patrzcie ,lodówa
Na kota urok -Merdelek spluwa .
Nie poradzimy ,stalowa brama
I nie otworzy się przecież sama.

O głodnym pysku cóż my możemy
Wymyśl coś Trelek albo padniemy
Ty galareto ! Ty głodomorze !
Ile ten Merdel sam zeżreć może?

Trelek aż westchnął lecz sam miał smaki.
-Trzeba nam sposób ,myślcie chłopaki!
-Wrota jak w zamku szczelne stalowe
-Nie do otwarcia na moją głowę.


Wtem nagle trwoga i przerażenie,
Każdy z nich dostrzegł mroczne spojrzenie.
Stali w bezruchu jak skamieniali
Nie mogli pojąć ,że plamę dali.

W swojej beztrosce .bezdusznej wiary
Miały zbyt prędko nadejść nań kary?
W rogu pod cieniem kaloryfera
Kocur swą paszcze groźnie rozwiera.

A przy tym wielce rozszerza oczy,
W dziwnym skupieniu na nich się boczy.
Nie widział dotąd takie stworzenia,
Oczy tarł łapą z tego zdziwienia.

Ta chwila krótka ,dla nich zbyt długa,
W jednej sekundzie mignęła smuga.
Nie było komend ,nawet zachęty,
Ledwo co uszli -każdy przejęty.

Taki sprint dali jak wyścigówka.
Dla kota raczej to łamigłówka.
Kot ten ciamajda ,jest już zbyt stary,
By się nie ruszył ,miał mało pary.

Zamknął swe oczy ułożył głowę
I wszczął mruczando -kocią wymowę,
Jak każdy kotek tak sobie chrapie
Kładąc wygodnie głowę na łapie.

Gdzie macie gały o wy gamonie
Trelek ze złości aż cały płonie.
Już chciał przywalić najlepiej Bzdelka,
Łatwiej mu trafić ,skorupa wielka.

Jak nigdy wcześniej Gurdelek wtrąca;
Mam świetny pomysł !-drzwi na zająca!
Przestań się pienić ,posłuchaj chwilę,
Zajrzałem znowu kocur śpi mile.

I co nam z tego ? teraz się nudzi
Gdy nas usłyszy znów się obudzi!
Odszczeknął Trelek jeszcze narwany.
O to mi chodzi ,będzie  zaspany

Gurdelek dalej .Prosta robota,
Znienacka z hukiem pogonię kota.
Jak chcesz to zrobić  przebrzydły leniu?
Trelek się pyta .Gurdel- w cierpieniu.

Trzeba mi nitkę mocną a długą,
Złączę lodówkę nią z tą paskudą
A potem igła ,może być szpila ,
I nią pik w ogon -cudowna chwila.

Bałuszą oczy z niedowierzaniem,
Jak on podołał z takim wyzwaniem,
Leniuch obrzydły ,taka niemota,
A taki pomysł na tego kota!

Na cztery łapy każdy z nich kuty.
Minęły chwile może minuty
Z werwą buszują ,w jakimże  znoju
Opanowali biurko w pokoju.

Na samym wierzchu w jednej szufladzie
Cała ferajna jest na naradzie.
Znaleźli nici nawet kordonek,
Wszelakie igły i mały dzwonek.

Sam Trelek wodzi jest w swym żywiole
Dopięte plany każdy zna rolę
Ferdelek igła ,dzwonek Merdelek ,
Kordonek toczą z Bzdelkiem Gurdelek.

To niebezpieczna bardzo robota
Więc Trelek śledzi z ukrycia kota,
Wszystkim kieruje w największej ciszy,
Jak najdyskretniej ,bo kot usłyszy.

Dzwonek na karku ,napięta lina,
Wtem przeraźliwa kocia jest mina
Jakby lew ,zagrzmiał z pustynnej ciszy
Rwał kot na oślep chcąc złapać myszy

Kurczowo Ferdel trzyma się igły
Nie zdążył skoczyć ,kot niedościgły
Pędzi na oślep ,Ferdel na kicie
Z wbitą iglicą w ogon sowicie.


Jeśli się podoba to bardzo proszę o komentarze
I napiszę  dalszą cześć