KARALUCHY
DO PODUCHY
Małym
dzieciątkom z matczynej głowy,
Dochodzą
szepty bajkowej mowy
Gdy
nie chce zasnąć luba pociecha,
Mama
powtarza bajki jak echa.
I
tak się stało razu pewnego
Matka
tuliła synka miłego.
Już
rozmydlone ,już miał swe oczka,
A
wciąż się miotał ,skręcał jak foczka.
Bezsilna
mama co począć nie wie,
Palnęła
szybko , tak jakby w gniewie;
Precz
karaluchy mi z tej poduchy!
Syn
zasnął ,ale ktoś nie był głuchy.
Szczęśliwa
macierz okryła chłopca
Lecz
nie wiedziała że piosnka obca,
Że
przekręciła na opak słowa,
Wyczarowała
- czy bajka nowa?
Rzekła zaklęcie tak nieopatrznie
Już
tylko patrzeć ,gdy wnet się zacznie.
Wyszła
od dziecka sama zasnęła.
Jakaś
iskierka jakby błysnęła.
Za
chwilę druga ,trzecia tuż w chwili,
Za
nią znów czwarta , piąta się mili.
Nagle
,z iskierek małe cudaczki ,
Wyprysły
żuczki w przedziwne szlaczki,
A
rozwydrzani , jakże nieznośnie,
Nie
bacząc nocy skaczą radośnie.
Piski
i wrzaski ,śmiechy i chichy,
Każdy
z nich przecież chwat jest nie lichy.
Silny
,odważny ,szybki i sprytny,
Mocny
,przebiegły i nieuchwytny.
Tak
pewni swego ,żadnej obawy,
Oni
tu przyszli z chęci zabawy.
Kto
zaś zaklęcie niechybnie powie,
To
już na zawsze ma ich na głowie.
Bajzel
,śmietnisko -pobojowisko
Jakby
mieszkało wielkie urwisko.
Pięć
karaluchów z krainy bajki,
To
jak pięć zbójów ,zbójeckiej szajki.
Zawsze
ciekawscy ,pędzą znienacka,
Szelmowski
uśmiech ,brać to piracka.
Merdelek
-grubas zgłodniały wiecznie.
Jak
ma coś zeżreć -usiedzi grzecznie.
Żre
tak do woli aż brzuch go boli,
Gdy
bardzo boli ,to żre -powoli
Gurdelek
leniuch ,wolny obrzydle,
Zamiast
pobiegać ,ślizga na mydle.
Jak
mu się uda na bańce frunie,
Lekkoduch
taki ,nic nie rozumie.
Bzdelek
,trzęsiórek ,ciągle się dyga,
Wpada
w panikę jak leśna strzyga.
Byle
okazja -mdleje ze strachu,
Za
to jest szybki -sprinter w swym fachu.
Trelek
-kapitan -silny ,mocarny,
Zagląda
wszędzie i jest bezkarny.
A
gdy zaskoczy ich nieraz bieda,
Żadnego
skrzywdzić na pewno nie da.
Nie
byle jacy są to łobuzy,
Ze
swoich przegięć chuchają guzy.
Nikt
nie wymyślił na nich lekarstwa.
Bo
każdy rodzic ,myśli -to łgarstwa
Lubią
pobrykać niczym maluchy
W
śmiechu ,w zabawie trzepocą brzuchy,
Jeśli
zgred stanie jakiś na drodze,
W
odwet fantazji popuszczą wodze.
A
wtedy biada ,rodzicom biada
Na
nic się zda tu pomoc sąsiada,
Na
nic zadane wszelkie zabiegi
Zaradzą
w porę ,knują przeszpiegi.
-------------------------------------
Ale
fajowo ,wytworna chata
Gurdelek
żachnął -będzie na lata.
Oj
będzie będzie mnie też się zdaje,
Trelek
wtóruje z zachwytu wstaje.
A
wam chłopaki ? Mnie się podoba.
Prawie
-jak w zamku .Jasna choroba,
Ferdelek
mlaskał w wielkim podziwie.
-Kołderka
miękka -przytulał ckliwie.
Parę
podskoków jak z trampoliny
I
hop z kołderki bez żadnej liny.
Dywan
mięciutki na szczęście z owcy ,
Stanęli
twardo mali cyrkowcy.
Merdelek
w nerwach wszystkich pogania.
Grubas
dziś przecież był bez śniadania
I
bez obiadu ,nad czczo jest w akcji.
Choć
ociężały -rwie do kolacji.
Ferdelek
-cienki ,jak listek płaski,
Straszny
chudzielec ,słychać aż trzaski
Gdy
zgina nogi w każdym kolanie,
Dziwią
się kumple ,że się nie złamie.
Z
rozpędu ślizgiem jak zawieruchy
Mkną
po podłodze karace brzuchy
O
jejku jejku ! O rany bomba!
Bum
bum bum -każdy niezdarna trąba.
Na
śliskiej drodze dotkliwa kraksa
To
była jazda -wszyscy na Maksa
Trelek
nie piska Merdelek wcale
Gurdelek
chciałby robić tak stale
Bzdelek
,Ferdelek zadowoleni
Dwa
guzy więcej ach cóż to zmieni.
Tacy
urwisy nie znoszą wpadki,
Bez
ceregieli podnoszą zadki.
Dalej
do kuchni -pierwszy Merdelek
Zwąchał
swym nosem słodki eklerek.
Za
nim bez sprzeczki pędzi czwóreczka,
Nikt
nie odmówi sobie ciasteczka.
Przed
nimi jednak trudne wyzwanie,
Muszą
się wdrapać po stromej ścianie.
-O
rany rany ,spadnę z tej ściany
-I
znowu będę poobijany.
Bzdelek
się ścina ,przeżywa trwogi
Jemu
już teraz dygocą nogi,
Patrzy
na Trelka ,wzrusza ramieniem
Trelek
przedrzeźnia go ze zdziwieniem.
-karaluch
jesteś nie żaden znów tchórz?!
-Trzęsiesz
się tylko ,mózgownicą rusz!
-No
całkiem spoko mucha nie siada
-Która
by śmiała , ze ściany spada.
Tak
mu w tym strachu nawinął w pięty
Zdążył
już zdrętwieć -stoi nieugięty.
Masz
babo placek ,wzdycha Gurdelek,
Sztywniak
na dole w górze eklerek .
Ferdelek
na to ;extra drabina
Jak
się nam Bzdelek tak już napina.
W
czterech oparli pod pajęczynę
Prowizoryczną
z Bzdelka drabinę.
Górska
wyprawa alpinistyczna
Po
pajęczynie nazbyt drastyczna.
Krzyżak
w ukryciu zaciera szczęki ,
Komu
zaciśnie -przeżyje męki.
Pająk
już czuje drgające sieci,
Zerka
z za węgła kto sieci szpeci,
Kto
śmie mu czynić tak wielką drwinę,
Kto
tak bez strachu wszedł w pajęczynę.
Któż
wpadł na pomysł taki szalony
Szczenę
rozwiera ,wielce zdumiony.
Ślepia
wytrzeszcza ,przeciera łapą
A
nie był przecież on żadnym gapą.
Tak
zamerdali na wszystkie strony,
Z
nagłej rozterki nie był skupiony.
Sześć oczu patrzy -z zdziwienia klapnął,
Zdążyli
przebiec zaczem się skapnął.
Trelek
przez ramię dojrzał go z góry;
-Żeby
nas złapać trzeba fachury !
Wystawił
język -trele morele,
Zagrał
na nosie -nas jest za wiele .
Krzyżak
ze złości aż jadem syknął,
Do
pustych sieci gość nie przywyknął.
Wstrętny
robalu dam ci fachurę
Jeszcze
cię złapie i zedrę skórę.
------------------------------------------
Głośno
mlaskają ,trzepocą czułka,
Rozkosznie
ciasto łykała spółka.
Bzdelek
na dole ledwo z drętwoty
Wyszedł
biedactwo ,już ma kłopoty.
Pająk
go dojrzał ,schodzi po linie,
Bzdelek
niechybnie za chwilę zginie!
Pająk
już blisko ,cieknie mu ślinka,
Już
ma go prawie -szum -świst -tyć -chwilka.
W
jednej sekundzie Bzdelek na blacie
-Co
tam chłopaki ? -Jak się tu macie?
Nie
reagował nikt mu na słowa
Skubali
ciacho jak trawę krowa.
-Aście
koledzy !? -żachnął się Bzdelek
-Nie
ma co czekać -wskoczył w eklerek
Już
liznął masy ,już szczypnął ciasta,
Tyle
chrupania ,jaka omasta,
Każdy
z nich był tu smakoszem wielkim,
Zapomniał
Bzdelek o świecie wszelkim .
Po
dłuższej chwili kończyli jadło
A
tuż za oknem jakby pobladło.
Kończy
się nocka świtać zaczyna.
-Nam
się czas schować -za mną drużyna
Zarządził
Trelek ewakuację,
Wszyscy
są zgodni ,przyznali rację.
Skoczyli
migiem po pajęczynie.
-No
świnie podłe ,no podłe świnie!
Krzyżak
odgrażał strzelał oczami.
-Jeszcze
was złapie ,uśmiercę drani.
Lecz
w jednej chwili jakby zniknęli,
Z
prędkością światła przed siebie mknęli.
Pęd
na wariata ,byle do przodu
Muszą
uniknąć słoneczka wschodu.
Brzasku
promienie w poranku słońca
Były
by rychłym bajeczki końca.
Brać
to czaderska -hopsa w kołderkę
Przecież
nie pójdą na poniewierkę.
Zanim
zaklęcie ich tu przywiodło
Po
drugiej stronie źle im się wiodło.
Choć
to bajkowe są ananasy
W
świecie realnym ,tu mają wczasy.
Wrócić
więc nie chcą .Za wszelką cenę
Zrobią
teatrzyk czy śmieszną scenę
Byle
muc zostać ,beztrosko brykać.
Czyżby
zasnęli ? -przestali fikać.
----------------------------------
================================
Godzina
siódma wstała już mama
Krząta
się w kuchni jak zwykle sama.
Pichci
śniadanie ,ma być dziś szynka
Bułeczka
,jajka ,wszystko dla synka.
Smacznie
przysypia jeszcze dziecina.
Drastycznie
skacze adrenalina
W
kuchni mamuni -chapło ją deczko ,
Do
jej kawuni znikło ciasteczko.
Wielce
zdziwiona ,choćby okruchy,
Dokoła
ślady jakby od muchy.
Zgłupiała
mama ,oczom nie wierzy.
Był
wczoraj placek ,sam talerz leży.
To
nie do wiary ,mruka pod nosem
Któż
ją urządził takim bigosem?
Przecież
Mareczek dzieciak za mały
Na
palcach ?-rączki by nie dostały.
Psa
niema w domu ,czyżby kocina?
Nasz
bury kotek ciastek nie wcina .
Sama
od siebie śledztwo prowadzi.
Zajrzeć
pod kołdrę nic nie zawadzi.
Może
Markowi tata w sekrecie
Kupił
mu pieska na pięciolecie ?
Tak
ją coś pika coś ciągnie łóżka,
Odkrywa
kołdrę ,mignęła smużka.
Jakaś
jaskrawa ,jakby świecąca,
Dziwnych
kolorach ,zachwycająca.
Bez
przerażenia ,chwila zdziwienia,
Przetarła
oczy ,jak z osłupienia.
Jestem
zmęczona ,tak pomyślała.
Już
miała odejść ,do kuchni chciała,
Lecz
tuż za głową synka Mareczka
Leżała
sobie mała karteczka.
Wzięła
do ręki tak z ciekawości.
Kto
nas przywołał niech nas ugości.
O
naszych brzuszkach niech nie zapomni,
Bo
my jesteśmy ogromnie głodni.
Chcemy
poranne jadać śniadania
Smaczne
obiady mieć bez gadania,
Słodkie
desery i podwieczorki,
W
wieczór kolację -miłe potworki.
Ale
żartowniś nie chce się przyznać
Chciał
mi z humorem swe grzechy wyznać
Mama
tak tatę w uśmiechu zdała,
Głowy
już ciastkiem nie zaprzątała.
----------------------------------------
Tuż
pod poduszką słychać tymczasem;
Ale
my dali nogi za pasem,
Dobra
robota ,co nie ,chłopaki?
Sprytnie
nam poszło całkiem bez draki.
Nic
się nie kapła ,ślepa skubana
Jak
każda baba zaspana z rana.
To
dla nas szczęście ,że nie kumata,
Mogła
być w ruchu kuchenna szmata.
Przesadzasz
Bzdelek daj sobie siana,
Nie
siej paniki nam tu od rana.
Skarcił
go Trelek ,czas nam wyłazić
Słońce
na dobre przestało razić.
Masz
jakiś pomysł na tyle śmiały?
Ferdelka
łapki już wszystkie drżały.
Już
go swędziała nawet skorupa,
Lubi
coś robić, najlepiej z głupa.
Nieplanowana
akcja z marszruty
To
jak w piosence wesołe nuty.
Już
w pogotowiu czekała reszta
Na
śmiały rozkaz swojego herszta.
----------------------------------------
Marek
się wreszcie wykluł z łóżeczka
Pojadł
szyneczki dopchnął jajeczka
Umył
swe ząbki i umył oczy
Ale
do mamy markotnie psioczy;
Nie
chce mamusiu iść do przedszkola.
Co
znowu synku ,taka niedola,
Biją
w przedszkolu mego synusia ?
Zażartowała
z Marka mamusia.
-Nie
.-Ale nuda .-Jaka znów nuda?
-Zbieraj
się szybko ;-mała maruda.
-Nie
wiesz że mama do pracy musi?
Z
humorem Marka za kołnierz dusi.
-No
dobrze mamo wiążę już buty
-Przeżyję
jakoś dzisiejsze smuty.
W
swym foteliku zapięty pasem
Z
mamusią jedzie z lekkim grymasem.
-----------------------------------
No
co jest chłopcy ? Co się dygacie?
Sami
jesteśmy w tej wielkiej chacie.
Zwiedzamy
co nie? Dawaj w komnaty!
Żwawo
ruszyli do boju chwaty
Jaka
ogromna ,patrzcie ,lodówa
Na
kota urok -Merdelek spluwa .
Nie
poradzimy ,stalowa brama
I
nie otworzy się przecież sama.
O
głodnym pysku cóż my możemy
Wymyśl
coś Trelek albo padniemy
Ty
galareto ! Ty głodomorze !
Ile
ten Merdel sam zeżreć może?
Trelek
aż westchnął lecz sam miał smaki.
-Trzeba
nam sposób ,myślcie chłopaki!
-Wrota
jak w zamku szczelne stalowe
-Nie
do otwarcia na moją głowę.
Wtem
nagle trwoga i przerażenie,
Każdy
z nich dostrzegł mroczne spojrzenie.
Stali
w bezruchu jak skamieniali
Nie
mogli pojąć ,że plamę dali.
W
swojej beztrosce .bezdusznej wiary
Miały
zbyt prędko nadejść nań kary?
W
rogu pod cieniem kaloryfera
Kocur
swą paszcze groźnie rozwiera.
A
przy tym wielce rozszerza oczy,
W
dziwnym skupieniu na nich się boczy.
Nie
widział dotąd takie stworzenia,
Oczy
tarł łapą z tego zdziwienia.
Ta
chwila krótka ,dla nich zbyt długa,
W
jednej sekundzie mignęła smuga.
Nie
było komend ,nawet zachęty,
Ledwo
co uszli -każdy przejęty.
Taki
sprint dali jak wyścigówka.
Dla
kota raczej to łamigłówka.
Kot
ten ciamajda ,jest już zbyt stary,
By
się nie ruszył ,miał mało pary.
Zamknął
swe oczy ułożył głowę
I
wszczął mruczando -kocią wymowę,
Jak
każdy kotek tak sobie chrapie
Kładąc
wygodnie głowę na łapie.
Gdzie
macie gały o wy gamonie
Trelek
ze złości aż cały płonie.
Już
chciał przywalić najlepiej Bzdelka,
Łatwiej
mu trafić ,skorupa wielka.
Jak
nigdy wcześniej Gurdelek wtrąca;
Mam
świetny pomysł !-drzwi na zająca!
Przestań
się pienić ,posłuchaj chwilę,
Zajrzałem
znowu kocur śpi mile.
I
co nam z tego ? teraz się nudzi
Gdy
nas usłyszy znów się obudzi!
Odszczeknął
Trelek jeszcze narwany.
O
to mi chodzi ,będzie zaspany
Gurdelek
dalej .Prosta robota,
Znienacka
z hukiem pogonię kota.
Jak
chcesz to zrobić przebrzydły leniu?
Trelek
się pyta .Gurdel- w cierpieniu.
Trzeba
mi nitkę mocną a długą,
Złączę
lodówkę nią z tą paskudą
A
potem igła ,może być szpila ,
I
nią pik w ogon -cudowna chwila.
Bałuszą
oczy z niedowierzaniem,
Jak
on podołał z takim wyzwaniem,
Leniuch
obrzydły ,taka niemota,
A
taki pomysł na tego kota!
Na
cztery łapy każdy z nich kuty.
Minęły
chwile może minuty
Z
werwą buszują ,w jakimże znoju
Opanowali
biurko w pokoju.
Na
samym wierzchu w jednej szufladzie
Cała
ferajna jest na naradzie.
Znaleźli
nici nawet kordonek,
Wszelakie
igły i mały dzwonek.
Sam
Trelek wodzi jest w swym żywiole
Dopięte
plany każdy zna rolę
Ferdelek
igła ,dzwonek Merdelek ,
Kordonek
toczą z Bzdelkiem Gurdelek.
To
niebezpieczna bardzo robota
Więc
Trelek śledzi z ukrycia kota,
Wszystkim
kieruje w największej ciszy,
Jak
najdyskretniej ,bo kot usłyszy.
Dzwonek
na karku ,napięta lina,
Wtem
przeraźliwa kocia jest mina
Jakby
lew ,zagrzmiał z pustynnej ciszy
Rwał
kot na oślep chcąc złapać myszy
Kurczowo
Ferdel trzyma się igły
Nie
zdążył skoczyć ,kot niedościgły
Pędzi
na oślep ,Ferdel na kicie
Z
wbitą iglicą w ogon sowicie.
Jeśli
się podoba to bardzo proszę o komentarze
I
napiszę dalszą cześć