Strony

czwartek, 2 lutego 2012

URWISY I KONIEC ROKU SZKOLNEGO
17 sierpnia 2010

URWISY I KONIEC ROKU SZKOLNEGO

Koniec roku już wakacje,
Na stojąco są owacje,
Wszyscy klaszczą ,biją brawo,
Toteż w szkole wreszcie klawo.

Blisko Marka Jaś i Stachu,
Rozmawiają dziś bez strachu.
Nikt nie zwróci im uwagi,
Koniec stresów i powagi.

Znowu wolność i swawola,
Można w okno strzelić gola.
Już na plecach mają ciarki.
Może figiel z  małej miarki?

Coś na biegu zrobić muszą,
Nie inaczej ,się uduszą
Dech zapiera ,krew się burzy,
Taki spokój im nie służy.

Jaś w kieszeni ma rureczkę
Ją użyje za chwileczkę.
Wybrać tylko mu ofiarę,
Jakąś beksę lub niezdarę.

Pyta więc się cicho Marka,
Lepsza Zosia ?Czy ta starka?
Co w gimnazjum tak dryluje,
Niech ta zołza raz poczuje!

Marek na to odpowiada.
E ,dziewczyny ,nie wypada.
Jak cię korci tak na amen,
Zrób potężny tutaj zamęt.

Coś wymyślił , ?Gadaj szczerze !
Tak nie zrobisz ,nie uwierzę.
Tu wypuszcza Marek Jaśka,
Trąca lekko ręką Staśka,

Zaraz Stach mu w tym pomoże,
Jaś zaręczy na honorze,
Obaj o tym tylko marzą,
Zrobi wszystko co mu karzą.

Jakżeś Jasiek taki cwany
By twój figiel był udany,
Dyrektora ustrzel w czoło,
Wtedy będzie nam wesoło.

Tak jest Stachu ?, Dobra rada ?
Mi pasuje ta parada,
Stach mu odparł z poważaniem,
Spotkasz z wielkim się uznaniem,

W pogotowiu mamy nogi
Jaśku ,przyjacielu ty nasz drogi.
By zamiaru nie odkładał
Też mu Stachu tak przygadał.

Macie wąty ? Jest powaga
Nie wątpimy ,twa odwaga
Masz ją Jasiu !Co tu gadać ,
Na kolanach nam trza padać

To jak ?Walisz w dyrektora ?
Pewnie .Jest najwyższa pora!
Zrobił donos mojej mamie!
Ja mu za to zrobię znamię!

Wziął do buzi pięć kąkoli
Jak nie dmuchnie i wyzwoli!
Prosto w oko ,z rurki z śliną
I dyrektor z głupią miną

W jęku łapie się za oko.
Dostał w czoło ? Dostał !Spoko .
Poruszenie ,głowy w koło,
Nagle chłopcom nie wesoło.

Zośka pokazuje palcem,
Chociaż stała przed tym malcem,
Mała -wielka wiercipięta,
A na Jaśka jest zawzięta,

Ma ku temu swe powody,
Jaś wywalił na nią lody.
I ze śmiechu strzeżył zęby,
Teraz włosy ma jak dęby .

Patrzą wszystkie na nich oczy
Ale Jasiu się nie boczy,
Wręcz przeciwnie ,pewna mina,
Gdzież by była jego wina.

On najmniejszy z całej trójki,
Taki grzeczny ,żadnej bójki
Nie jest z niego nawet wandal,
A dopiero taki skandal!?

I przytomność ma umysłu ,
Skrycie rurkę bez namysłu
W kieszeń spodni Marka chowa,
Niech poleci jego głowa!

Nieświadomy Marek sprawy
Uśmiechnięty ,bez obawy,
Nagle ! poczuł coś w kieszeni,
Szybko mocno się rumieni.

Wrosły w parkiet nogi obie,
Nie poradzi Marek sobie,
Cały drętwy ,mokre ręce,
Taki prezent ma w podzięce!

Co ty Jasiek !Takaż świnia !
Nikt cię jeszcze nie obwinia,
Trzymaj fason ,nie bój żaby,
Mocne nerwy mają draby!

Jasiek szepcze mu pod nosem
Ze zjeżonym mocno włosem.
Cóżeś myślał  ? Sam dostane ?
Razem piwo mamy lane !

Weź te rurkę włóż Stachowi,
Niech się Stachu teraz głowi !
A najlepiej ,to włóż Zosi.
Ona wszystko dobrze znosi.

Zresztą widać jaka jędza,
Na nią spadnie cała nędza.
Do nas nikt się nie przyczepi.
Taka myśl ,od razu krzepi.

Szarpie Marek Stacha spodnie,
Jemu rurkę niewygodnie
Włożyć Zośce do kieszeni,
Tylko Stachu los ich zmieni.

Choć ma w rękach duże drżenie
Wykonuje polecenie.
Suche macie jeszcze gacie ?
Jest w kieszeni ,w jej chałacie

Tu z ironią ,też ze śmiechem,
Również z ulgą-koniec z pechem.
Sklecił Stachu te wyrazy
Razem sztama ,bez obrazy ?

Razem Stachu ,razem wszędzie,
Tylko razem nic nie będzie,
Dobry pomysł jest szalony,
Marek odparł ucieszony.

Całkiem by się im upiekło
Lecz niestety im się bekło
Za plecami pani stała
I zdarzenie to widziała

Wywołała ich z szeregu
Tak znienacka szybko w biegu
Winowajcy są to właśnie!
Strach w ich oczach , blask w nich gaśnie

Wszystkie na nich patrzą panie
Teraz w domu będzie lanie
Gorzko westchnął jeden malec
Widząc srogi ojca palec

Cóż wam chłopcy tak odbiło?
Do wakacji wam się ckniło?
Sam dyrektor groźnie pyta,
Wam potrzebna jest wizyta,

I to szybko ,u lekarza,
To tak samo się nie zdarza!
Macie chłopcy A De Ha De!
To naprawdę bardzo złe!

Opuszczona każda głowa,
Nie rozumią ani słowa.
Co takiego jest to De ?
Co dyrektor od nich chce ?

Nie wystarczy w domu lanie ?
Na co lekarz ? I spotkanie ?
Zastrzyk w tyłek jest musowo,
Będzie bolec ,i to zdrowo!

Widzisz Jasiek ,twe pomysły!
Twoje Marek !I łzy trysły.
Trójka rześko beczy cała
Sroga kara ich dorwała.

Lecz ta dzisiaj ich porażka,
To epizod ,mała fraszka.
Jest początek dziś wakacji
I nie koniec smyków akcji.

Zgrani są to przyjaciele,
A pomysłów ,mają wiele.
Cóż ?Że spotka czasem kara,
Prawda taka ,jak świat stara,

Lubią figle chłopcy mali
I nie myślcie ,by przestali.
Trzeba mieć ich na uwadze,
Tu rodzicom wszystkim radzę.

TALENTY
23 listopada 2010

TALENTY

Kiedyś Pan Bóg dał talenty,
Cóż ,nie każdy rozgarnięty.
Wszyscy jednak je dostali.
Starzy ,młodzi ,duzi ,mali.

Pierwszy drętwy ,nie kumaty,
Do kieszeni schował w szmaty.
Szczęście samo mnie dopadnie -
Tak wymyślił sobie ładnie.

O tym, nie wspomniał nikomu
Całe życie spędził w domu.
Szmaty, mocno zgryzły myszy
On staruszek ,już nie słyszy.

Drugi trochę miarkowany
Był kontent ,uradowany,
I nie schował do kieszeni,
A na złoto je zamienił.

Dość wygodnie mu się żyło,
Póki złota trochę było.
Kończy kiedyś się to wszystko,
Obudził się biedaczysko.

Trzeci ,bardziej rozgarnięty,
Aż pomyślał że jest święty.
Przegrał w karty te talenty.
Poczym poczuł się przeklęty.

Czwarty zaś ,nad wyraz grzeczny,
Nader skromny i waleczny,
Wziął talenty wsadził w głowę,
Teraz piszę ,ot -tą mowę;

Talent w życiu to przygoda,
Więc zmarnować jest go szkoda,
Tajemnicą jest owiany,
Nic za darmo ,Pan Bóg cwany.

By talenty nam błyszczały
I przyniosły dużo chwały,
Trza je objąć wielką troską,
Są nagrodą dla nas Boską.

Nigdy nie wie ,kto ,i kiedy?
Odkryć talent mogą zgredy.
Jeśli Pana taka wola ,
Objawi się u potwora.

Mocna wiara w swym umyśle,
Pan na pewno nam je wyśle.
Różna droga do spełnienia,
Walczyć trzeba o marzenia.

ZIMA WSTRĘTNA
23 listopada 2010

ZIMA WSTRĘTNA

Idzie Zima .Wiatr ponury
Wciąż napędza ciemne chmury.
Każda gruba jak poducha,
Pełna śniegu , wciąż wiatr dmucha.

Też nie widać blasku Słońca,
A wiatr dmucha tak bez końca.
Mgła śniegowa - zawierucha,
Płatki śniegu  wiatr tak dmucha.

Wcześnie dzionek noc przegnała,
Zima  ,na dobre nastała.
Zaspy śniegu kryją pole,
Płaszcze puchu chronią rolę.

Jakże proste porównanie,
Jednak ,zima nie ustanie.
Rozłożyła się na dobre.
Znowu mamy białą kobrę!

Mróz spiął wody taflą lodu,
Coraz zimniej więcej chłodu.
Ludzie mają kwaśne miny,
Ach ta zima robi kpiny-

Każdy głośno wciąż narzeka,
Niech ta zima stąd ucieka!
Ani mi się śni! I wciąż tkwi!
Ależ perfidnie z ludzi kpi!

Ach ty zimo niewygodna,
Czemuś ty jest taka podła!?
Każdy ma swój charakterek;
Lato -ciepły wiaterek,

Wiosna -w zieleń się ubiera,
A zima ? -Mocno doskwiera.
Acha ? A co jest jesienią?
Jesienią ? -Drzewa się mienią. 


RACHUNEK
3 grudnia 2010

RACHUNEK

Postarzały się jabłonie i zdziczały śliwy
Ogień trawi ogień płonie okrutny i mściwy
Przestań ogniu odejdź ogniu nie pal mego sadu
Przyjdź tu burzo przynieś deszcze uczyń nań opadu

Postarzały się jabłonie i zdziczały grusze
Ogień pali moje serce rozdziera mą duszę
Dymy dławią gryzą gardło w oczy kłują pieką
Popłynąłem statkiem życia całkiem inną rzeką

Gra orkiestra brzęczy metal tańczą arlekiny
Cyrk się kończy mego życia z głowy pełzną drwiny
Siedzę sobie w szarym kącie na przystani losu
Chcę przywołać w duszę światło jakoś brak mi głosu

Już ujrzałem przez lunetę  otchłań czasu ,wieki
Śmiesznie mały człowieczyna zastawiał zasieki
Mógł choć raz tak poszybować uciec z wiatrem w pola
Lecz nie chciała człowieczyna zmurszała mu wola

Stanął błazen w czarnym stroju  blisko człowieczyny
Zamiast śmieszyć bawić miną wszczął strach , zaręczyny
Masz tu pierścień złota czarny co blask jego mdleje
Ogień trawi ogień furczy paszczą zewsząd zieje
TANGO ROZPACZY
7 luty 2011

TANGO ROZPACZY

Gra harmonia i gitara
Na parkiecie pląsa para
Podtrzymują namiętności
Przy muzyce w gotowości

Wisi mu na torsie ona
Lecz to nie jest jego żona
Ale ulec jest gotowa
Dansingowa stara krowa

On przystojny wybiegł z domu
Chciał się żalić byle komu
W alkoholu zapomniany
Przy niej koi swoje rany

Jego życie tak splamione
Szef mu ukradł piękną żonę
Bez oporu poszła sama
Woli bosa niźli chama

Zabawił się nią przez chwilę
Było całkiem jemu mile
Potem rzucił ją do kąta
Na dansingu gdzieś się pląta

Noce całe nie przespane
Życie takie zafajdane
Opowiada ta melodia
W namiętności taka zbrodnia
 
Rozpaczy tango tango rozpaczy
Wiele chwil razem nic już nie znaczy
Rozpaczy tango tango rozpaczy
Zdrady swej żony mąż nie wybaczy
DO PRZYJACIÓŁ PANA BOGA
10 marca 2011

DO przyjaciół PANA BOGA

Klasztor Shaolin w legendach słynie,
Walecznych mnichów mit nie zaginie.
I bez kozery ,mistrzów fechtunku
Wezwiesz na pomoc ,krzycząc ratunku.

Lepszy niż w bazach marines foki,
Do tyłu salta w powietrzu skoki,
Młócą cepami ,robią motyką,
Pietyzm z artyzmem ,technik z taktyką.

Niema znaczenia  jakim orężem,
Szablą czy dzidą ,zawsze jest mężem,
Zawsze mnich walczy o słuszną sprawę,
Broni biedaków gdy ma obawę.

Na szafot stawia nawet swe życie,
W cieniach zaułków ,samotnie ,skrycie.
Nie pragnie nagród i fanfar w fleszach.
Sens ideałów w sławę nie miesza.

Ubóstwo bycia i duch skromności,
Na piedestale puchar godności,
Cnota pokory ,sprawy oddanie,
Walka z krzywdami ich powołanie.

Jakże się odnieść do takiej wiary
W dzisiejszym świecie bezdusznej miary.
Czy Bóg istnieje ,w jakim umyśle ?
Buddyzm bez Boga ,czy tam jest  -myślę.

środa, 1 lutego 2012

BETONOWE KONIE
13 października 2011

BETONOWE KONIE

Poszły konie po betonie
Dudni kopyt tętent
Ani jednej łzy nie ronię
Udał mi się przekręt

Dech rozpiera moją klatę
Czuję się szczęśliwy
Leszcz wypłacił mi wypłatę
Jest jak koń płochliwy

Poszły konie po betonie
Niema po nich śladu
Leszcz niech w toni wody tonie
Utop ty się dziadu

Nie mam żadnych więc skrupułów
Ani też obiekcji
Skoro w świecie tyle mułów
Niech uczą się lekcji

Poszły konie po betonie
Jadę na nich wierzchem
Znów za świeżym leszczem gonię
Złapałem i pierzchłem

Niosą konie po betonie
Jak na fali żagiel
Nigdy okręt nie zatonie
Burdel tu i magiel

niedziela, 29 stycznia 2012

WĘDKARSKA HISTORIA
Niedziela 29 01 2012

Niesamowita historia

Pewien wędkarz nad jeziorem
Wzmagał z wielkim się potworem.
Szczupak mocno wodą chlapie
Swym ogromnym pyskiem kłapie.

Kłapnął żyłkę, kłapnął wędkę,
Na wędkarza też miał chętkę.
Lecz się wędkarz zreflektował,
Wiosłem biedak się ratował.

Lecz szczupaka tak poniosło,
Migiem pożarł całe wiosło.
Groźnie patrzył na wędkarza,
Co się nigdy tak nie zdarza.

Podczołgał się z miną żwawą
I chce odgryźć nogę prawą.
A nasz wędkarz ,biedaczysko
Podskakuje  mimo wszystko.

Aż się kiwa łódka cała.
Bestia wcale nie przestała
I napiera mocniej jeszcze .
-Na kolacje zjadam leszcze,

-Na śniadanie lubię brzany,
-A na obiad ;-jem barany.
Kłapnął szczupak więc wędkarza
Co nad wodą to się zdarza.

Właśnie taką miał ochotę
I go połknął niczym szprot-ę .
-Opakowania nie znoszę.
Wypluł ciuchy i kalosze.

Poczym wskoczył do jeziora
Już nie widział nikt potwora.
I nie widział nikt wędkarza.
Co nad wodą też się zdarza.

Aż się w głowie to nie mieści
Takie z wody słychać wieści.
Usłyszeli to wędkarze
Nad jeziorem w pewnym barze.

I choć mieli dość ochoty
Tylko zjedli w barze szproty.
Nie chcąc mieć z nim do czynienia
Wyszli mówiąc do widzenia.

Póki pływa ta w nim zmora
Niema wieści z nad jeziora .
Bo też niema tam wędkarzy.
O horrorze ,nikt nie marzy.