Były sobie dwa żółwie błotne
Okropnie markotne .
Z nikim nie chciały żyć w zgodzie
I nie chciały być w wodzie .
Każdy z nich to niecnota .
Nic , tylko obaj chcą do błota .
Jak się tylko któremu uda ,
W błocie wyrabiają cuda .
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, przetwarzanie, modyfikowanie i wykorzystywanie w innych publikacjach bez zgody autora surowo zabronione.
Były sobie dwa żółwie błotne
Okropnie markotne .
Z nikim nie chciały żyć w zgodzie
I nie chciały być w wodzie .
Każdy z nich to niecnota .
Nic , tylko obaj chcą do błota .
Jak się tylko któremu uda ,
W błocie wyrabiają cuda .
Sława jest to tylko mara .
Piękna , lśniąca , jak ta czara .
Może przelać w jednej chwili .
Żebyście się nie zdziwili .
Mały słonik z porcelany
We łzach cały jest zalany .
Duża szyba na wystawie
W łezkach słonych cała prawie .
Boli , boli , bardzo boli .
W strasznej słonik jest niedoli .
Płacze , płacze , że aż łka
Ugryzła go w ucho pchła .
Z wierzchu sama czekolada
W środku tylko marmolada
Jest na półce już od rana
Aż po brzegi jest nadziana
Nadziewana się nadziała
No niestety pecha miała
Nadziała się na dzieciaka
Miał akurat na nią smaka
Marmoladą są wypchane
Czekolady nadziewane
Wciąż czekają na dzieciaki
Bo to przecież ich przysmaki
Gdy zaglądniesz do cukierni
W niej słodycze zawsze wierni
Cały czas czekają ciebie
Był byś dzieckiem w siódmym niebie
Na opady nie ma rady
Lecą liści z drzew gromady
Z nieba lecą strugi deszczy
Szykuje się czas złowieszczy
Wszędzie błota i kałuże
Czarne chmury duże burze
Zimną strugą deszcz zacina
Aż się pod nią las ugina
Szaro mokro słowem bieda
Uniknąć się tego nie da
Czas na nogach mieć kalosze
Wziąć parasol bardzo proszę