ZIMOWE GILE
Spoglądam w okno ,patrzę przez chwilę,
Biało na zewnątrz ,na drzewie gile.
Blisko jest karmnik a w nim nasionka.
Gila do środka zaprasza żonka.
Patrzę tak dalej ,dał się zaprosić,
Nie musi żonka obiadu nosić.
Z frunęła pierwsza a mężuś za nią,
Porządny mężuś ,słucha swą panią.
Ona zaczęła ,pierwsza coś dziobie,
Stuka swym dziobkiem i nóżką skrobie.
Jak dobra żonka ,obiad szykuje.
Diun diun diun proszę ,dobrze smakuje.
Ćwierknęła dźwięcznie do swego gilka,
A gil jej na to ,dy dy dy chwilka,
Poprawie tylko czapkę na głowie,
Było po całej ,try try rozmowie.
Obiad gil wcina wcina gilowa
Głodni są bardzo ,na co rozmowa.
Pojedli sobie ,głaszczą swe brzuszki,
Patrzę w to okno -śliczne papużki,
Ona w kolorach on kolorowy,
Na tle tej bieli -świat jest różowy.
Dobrze mieć blisko karmnik na drzewie.
Zima w kolorach .O tym nikt nie wie!
Super :)
OdpowiedzUsuń