20
września 2011
RÓŻANKA
I JEJ WUJ SZCZEŻUJA
W
pewnej rzeczce ,w śród zarośli,
Mała
rybka aż się złości.
Nie
dlatego ,że zła była,
Ale
bardzo się martwiła.
Urodziły
się dzieciątka
Nie
dwa ,nie trzy i nie piątka.
Całe
stado ,dwa tysiące
Są
jak pchełki wszystkie brzdące.
Skaczą
w prawo skaczą w lewo,
Tu
korzenie tam znów drzewo
Jak
to dzieci ,nie ma zgody,
A
w około mnóstwo wody.
Co
tu robić ? Rybek tyle,
W
toni zgubią się za chwilę.
Tak
maleńkie ziarnka piasku
Mogą
znaleźć się w potrzasku.
Kleń
żarłoczny blisko siedzi,
Już
na pewno rybki śledzi.
Roztrzęsiona
mama cała
O
swe dzieci tak się bała.
-Na
te smyki nie ma rady,
-Gdzie
ten tato ?Od parady?
Woła
mama zatroskana,
-Nie
poradzę przecież sama.
Chmura
gęsta jak na niebie
Tyle
rybek obok siebie.
Tata
mamie dawał wsparcie,
Z
drugiej strony stał na warcie.
-Znów
nic złego się nie stanie.
-Jestem ,jestem tu kochanie
-A
radzisz sobie jakoś tam?
-Bądź
spokojna ,o tyły dbam
Minął
dzień a po nim dwa dni,
Czy
to jawa ,czy im się śni ?
Mama
ledwo już się trzyma
Tata
,przewraca oczyma.
Niby
przecież chleb powszedni.
Nie
zmrużyli oczu biedni,
Jakże
,w nocy też czuwanie
A
nuż złego coś się stanie.
-Wiesz
co mężu ?-rzekła mama,
-Ja
zostaje z dziećmi sama
-A
ty znajdź mi gdzieś przedszkole,
-Nasze
dzieci tam mieć wolę.
Zmarszczył
tato brew na czole,
Ruszył
szukać to przedszkole.
Płynie
z nurtem przez korzenie,
Najść
przedszkole to marzenie.
Bystra
woda kipiel biała
Mała
rybka wnet ustała.
Płetwy
tycie ogon tyci
Nagle
,jak ją coś nie schwyci,
Dorwały
ją grube kleszcze,
Tak
ogromne ,tak złowieszcze.
-To
już po mnie !-tato krzyczy,
W
kleszczach został jak na smyczy.
Chce
się wyrwać przerażony,
Chce
do dzieci ,chce do żony.
Co
sił szarpie się wygina.
-Tego
wina kto się wcina.
Nagle
rak przed jego nosem
Odezwał
się grubym głosem.
A
ogromny jak dwie góry,
Taki
straszny i ponury.
Przygląda
się groźnym okiem.
To
spotkanie jak ze smokiem!
-Rachu
ciachu rachu ciachu
-No
co stary ? Coś ty ,w strachu ?
-Pustelniczy
żywot wiodę,
-A
ty wszedłeś w moją szkodę.
-Co
się zbliży wszystko łapię
-A
najwięcej ,łapię -gapie!
-Mój
kręgosłup cały trzeszczy
-Wypuść
raku mnie z tych kleszczy,
-Obiad
ze mnie byłby marny,
-Dla
mych dzieci koszmar czarny.
Bardzo
raka prosi tato.
A
rak jemu ,odrzekł na to.
-Coś
ty stary, ryb nie jadam,
-Rachu
ciachu ?-tylko gadam.
-Raczej
żyję z każdym zgodnie,
-Zwracam
wolność ,płyń swobodnie.
-Dzięki
bardzo dobry raku
-Lecz
za bardzo nie znam szlaku,
-Gdzie
przedszkole znaleźć mogę,
-Możesz
raku wskazać drogę?
-Nie
słyszałem o przedszkolu.
-Ja
tu mieszkam w szczerym polu,
-Popłyń
stary ze dwie mile,
-A
dopytuj się co chwilę,
-Rzeka
długa ,woda rwąca,
-Gdzieś
przedszkole jest dla brzdąca.
Rak
tak radzi acz nie wierzy,
-Bądź
my stary ,bądź my szczerzy,
-Rwąca
rzeka ,woda zimna,
-Opieka
lepsza rodzinna.
Ruszył
tato znów płetwami
W
drogę zabrał się z falami.
Ale
rzeka bardziej rwąca,
Nawet
szybsza od zająca.
Co
sił zmaga się z tym prądem,
W
wir wpadł ,obraca się z rondem
Coraz
szybciej szybciej w koło
Jest
nie dobrze ,nie wesoło.
Piana
bucha wrze tu woda
On
bezwolny niczym kłoda,
Z
bezsilności zamknął oczy
Po
dnie ,jak patyk się toczy .
Wreszcie
wypadł z tej kipieli
Za
ogonem się już mięli.
A
strudzony jest już srodze.
Płynie
dalej, jaz na drodze ,
Jest
zatoka ,tuż za jazem.
Znów
-udało się tym razem.
-Kacze
mydło -to się ślizgnę.
Ledwo
wpłynął na mieliznę.
Kto
ma umysł troszkę zdrowy,
Pływać
dalej, nie ma mowy.
Zacumował
przy kamieniu
Chcąc
odpocząć w jego cieniu.
Podparł
kamień ,ciężko dyszy,
Za
plecami kogoś słyszy
Jakby
kamień .Czy on gada?
-Kto
mą muszlę ? Kto przysiada ?
Już
miał dosyć nowych hecy
Jednak
,spojrzał za swe plecy.
A
z kamienia dwie połówki,
A
z połówek czułki z główki.
Jakieś
takie dwie poczwary.
-Na
co czekasz ?No co stary?
-Odsuń
mi się od muszelki!
Wrzeszczał
nad nim kamień wielki.
Co
ci szkodzi twarda skało,
Przecież
ci się nic nie stało.
Ze
zmęczenia już nie mogę,
Chcę
odpocząć w dalszą drogę.
Wydał
tato ciche słowa.
-A
to mi nowina nowa.
-Nie
ostatni tyś i pierwszy,
-Nasłuchałam
się tych wierszy.
-Już
dwa lata tkwię w tym mule,
-Nie
roztkliwiaj mnie tak czule,
-Tu
co chwilę o me ścianki
-Obijają
się kijanki!
-Jest
mój domek podrapany
-Dawno
nie był malowany.
-Cóż
żeś słaby źle się czujesz
-Ale
domek mi rujnujesz,
-Szukaj
sobie inną grzędę!
Dostał
tato reprymendę.
Twarde
słowa z twardej skały,
Mu
nadzieję odebrały.
-Niech
tak będzie ,niech mnie nurty
-Niech
mnie porwą od twej burty.
-Niech
utopią wiry rzeczne.
-Moje
dzieci drogie grzeczne
-Wszystko
jedno ,wszystko na nic,
-Nie
pokonam barier ,granic.
-Zaraz
oddam swego ducha.
Kamień
zaś ,uważnie słucha.
-O
czym mówisz mała rybko?
-Mów
mi prędko !Mów mi szybko!
-Twoje
słowa niedorzeczne!
-Gdzie
te dzieci takie grzeczne?
-W
górze rzeki ,tam za tamą
-Z
moją żoną a ich mamą.
-Zostawiłem
z troską wielką.
-A
borykam się z muszelką.
I
w nieszczęściu szczęście bywa.
Mała
rybka znów się zrywa.
Na
myśl o swojej rodzinie
Postanowił
,że -nie zginie!
Niby
czary ,a nie czary.
Nabrał
w siebie znowu wiary.
-Taką
mam już ojca rolę
-Muszę
znaleźć to przedszkole!
Uśmiechnęła
się też muszla,
Złość
z jej wnętrza szybko uszła.
I
rozwarła się na strony
Powiedziała
-płyń do żony !
-Płyń
do dzieci mała rybko!
-Płyń
do domu ,ale szybko!
-A
i o mnie powiedz żonie
-Spraw
się biegiem ,na ogonie.
-Mówi
z serca ci szczeżuja
-Nie
przedszkola ,ale wuja
-Potrzebują
twoje dziatki,
-I
bezpiecznej dużej klatki.
-Jam
szczeżuja ,małża wodna
-I
przyjaciół zawsze godna,
-Już
na ciebie nic nie wrzeszczę,
-Przedstaw
ty się rybko jeszcze.
-Mam
kolory z pąsów róży
-I
ten róż mi dobrze służy
-Tom Różanka ,z pra pradziada,
-Tom Różanka ,z pra pradziada,
-Zwać
różanką mnie wypada.
-Twoje
dziatki więc różowe ?
-Życie
chcę mieć kolorowe .
-Kolor
róży dobrze wróży
-Niech
nam razem zawsze służy!
-Czy
ja dobrze to miarkuję?
-Aż
me serce mocniej czuję!
-Mam
poprosić cię szczeżuję
-Niech
mi dzieci wychowuje?
-Już
nie miarkuj rybko tyle,
-Daj
narybek mi za chwilę.
-Każde
dziecko twe różanka.
-Wpłyną
do mnie ,jak do dzbanka.
-Jest
bezpieczna klatka moja
-Jak
sejf ,twarda to ostoja.
-Do
niej schowa się wycieczka,
-Jak
zgłodnieją ,dam im mleczka.
Tak
od wieków ,tak bez przerwy,
Małym
rybkom przeszły nerwy.
Mają
w rzece swego wuja,
Wychowuje
je szczeżuja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz