Strony

środa, 21 grudnia 2011

BIAŁO W KOŁO NA WESOŁO
29 listopada 2010

BIAŁO W KOŁO NA WESOŁO

Dziś  na biało zasypało ,wszystkie w mieście dróżki,
Cieszą bardzo się maluchy , ślizgać będą nóżki.
Zbychu ,Zocha ,Jędrek z nimi ,już robią ślizgawkę,
Obtoczyły śniegiem w koło ,pod domem sadzawkę.

Nocą zajrzy Biały Dziadek , zwyczaj taki stary,
Od wiek wieków Dziad ma różdżkę ,którą czyni czary.
I tym razem ich nie zawiódł ,zostawił blat szklany,
Ucieszone są dzieciaki ,ziściły się plany.

Tafla lodu skrzy do Słońca ,przyciąga swym blaskiem,
Przyszły na nią razem dzieci ,z uciechą i wrzaskiem
Każde goni jak szalone ,ślizgają na brzuchu
Jaka fajna jest zabawa ,wśród białego puchu

Zbychu łyżwy ma na nogach ,przyniósł mu Mikołaj,
Ledwo na nich biedny stoi ,ma je tuż od wczoraj.
Nie przeszkadza to Zbychowi ,choć cały obity,
Musi mężnie stawić czoło ,w śród nich są kobity.

Zocha śmiało pcha swe sanki ,potem na nie wsiada,
Tak potrafi się rozpędzić ,jakaż ona rada!
Już nie musi prosić mamy by ją popychała,
Choć tak mała jeszcze Zosia ,sama radę dała.

Jędrek dorwał kija kawał ,do hokeja kija,
Goni chłopiec z nim po lodzie a jak się z nim zwija.
Będzie z niego hokeista  jak Mariusz Czerkawski ,
Naśladuje dobrze mistrza -był pilnie ciekawski.

Zima ta królowa śniegu ,dla dzieci radości.
Lecz nie każdy ją tu lubi gdy u nas zagości.
Choć jest mroźna i doskwiera i dosyć jej mamy,
Jest potrzebna na tym Świecie ,tak dzieci kochamy!

wtorek, 20 grudnia 2011

GŁOWA MĄDROŚCI
11 maja 2010

GŁOWA MĄDROŚCI

Skąd się wzięła mądrość w głowie
Czy mi na to ktoś odpowie?

Mądrość jako sama w sobie
Jest na przykład w czymś co robię

Od wieków filozofowie
Wiele pisali o głowie

Trudno pojąc rzeki wody
Mądre wszystkie tak wywody

Mówiąc bardziej w stricte sprawie
Wszyscy mądrzy ale prawie

Więc sam wcale się nie mądrze
Nie wymyślę nic już Skądże

Z filozofią chcę być razem
Kończąc wywód piszę frazę

Mądrość nie polega na nauce
Lecz myślenia wielkiej sztuce

poniedziałek, 19 grudnia 2011

SEKSY BLOND
29 listopada 2010

JURECZEK I SEKSY BLOND


Śliczna buzia ,śliczne oczy i śliczny tyłeczek.
Dojrzał w tłumie seksi blondi ,przystojny Jureczek.
Zaiskrzyły obie gały i cieknie mu ślinka,
Musi zerwać taki owoc ,słodki jak malinka.

Ruszył za nią szybkim krokiem ,przedziera się w tłumie.
Któż odpuści takie cudo ,każdy go zrozumie .
Wzrok swój wlepił Jerzy w biodra ,nic nie widzi w koło,
Tak się kiwa przed nim z wdziękiem ,mokre aż ma czoło.

Nieświadoma blondyneczka ,przed nim dalej kroczy.
Zatrzymała by się wreszcie ,Jurek tak uroczy.
Ale ona napuszona ,jak pawik w swe piórka.
Nie ogląda się za siebie i nie widzi Jurka.

Krew zalała by to wszystko ,narzeka już Jerzy.
Właśnie znikła mu blondynka ,tuż za rogiem wieży.
Zegar bije  ,czas odlicza ,łapcie szczęście w dłonie,
Każda chwila cenna póki ,w serduszku żar płonie.
O MIŁOŚCI
20 października 2011

O MIŁOŚCI !
Czyli bajdurzenie o motorze motywacji w życiu

Wznioślejszych O Miłości ! -słów nie ma w miłości!
O Miłości ! -w smutkach jest ,w grzechu jest i w radości.
Uczucie z głębin serca nieskończonej miary,
Tak jak Jezus Łazarza ,wskrzesza wszelkie wiary.
Potrafi wzlecieć nad skłon uczuciowy matki.
Dmucha delikatny dech w kruchych żagle statki.
Można by rzec ,kiedy sztorm bezbronną łupinę
Chciałby ją unicestwić ,podsyca drwinę
Rozgłaszając szeptami pieśni szanty wzniosłe,
Nad bezmiar oceanów w kipieli radosne.
Tuli owada w pąku ,rozdziela od rosy
Jak przez szkło ,gdy motylek pyszny ,w duchu bosy
Nagle rozpostarł skrzydła ,targa swe wyrzuty
W strachu zmoknięcia skrzydeł ,żali swoje smuty.
Podpowiada śląc promyk kojący obawy,
Że promyk świeci w świecie ,wysuszy mu trawy.
Miłości ,ach Ty Miłości !
Z uwielbienia aż do złości.
Nigdy Ty nie masz nicości !
Poczym z złości do radości .
Jesteś istota iskry ,która strzela z ognia
Tli się podtrzymując żar ,ożywa pochodnia
Nieśmiało przeganiając zaułki ciemności,
Pajęczyny ogania ,wybiela dla gości.
Wprowadza niepokojem blask dreszczu z ekstazą
Jakby wciągane siłą  ,kolejnych fal ,fazą.
Takie dręczycielki co to niby szydzą
Jednak niby tak nie jest niby tak się wstydzą,
Małe szały wnętrzności ożywiają lęki,
Świeżości narodziny wykrzyczane z męki,
Wtem tak naraz bul szczodry obfity a wiotki
Tę pustynię gorzkości zamienia w czas słodki.
Ty jak wena nas wodzisz ,tak jak u artysty.
Raz mętny obraz brzydki to znowu przejrzysty.
Z Twych źródeł przejrzystości z czystym spojrzeniem
Niezmąconym nic ducha jakże wdzięcznym brzmieniem.
Lub kompozycja fiołków ,eliksirów ponęty,
Zamieniasz się w ten perfum zdolny do zachęty.
Ulotną chwili myślą a zarazem wieczną
Tak jakby niepojętych mar natury ,sprzeczną.
Siły chwil życia zmieniasz czerpiąc je z wszechświata,
Niczym piorun gdzieś chmurę błyskiem z ziemią swata.
Nie jest ważne czy mżysto ,jak zmoknięta skóra.
Ty Miłości ,Tyś sama w sobie -Tyś natura,
Zwykłych hormonów ludzkich a z nich wyobraźni,
Uniesienia rozkoszy ,płaczu prawie z kaźni.
Bądź koleżanką ,lubą , da Bóg przyjaciele.
Zostań ty ze mną ,zostań Miłości w mym ciele.
Zostańże o w mej głowie nic więcej nie proszę,
Chociaż nieraz te gorzkie ,twe kwasy ja znoszę.
Miłości -Ty jak strzyga nad nurtem potoku
Ulotna niewidzialna w czaru swym uroku,
Ponętna Ty i ckliwa zarazem zdradliwa
Łatwowierna ,beztroska jakże znowu chciwa.
Niby słońce poranku co pobudza wrzosy,
A potem jak ta burza ,co grzmi na trzy głosy,
Wracasz tu litościwa ,karmiąca mnie z dłoni,
Znów w chwili niedostępna ,skryta w głębi - stroni.
Ciężki walec na drodze ,ubijasz i tłoczysz,
Nie omijasz zakrętów ,czasem krwią pobroczysz.
Lecz to nic ,nie jest znowu żeby straszne ,aż tak
Straszne i okrutne jest na pewno Ciebie brak.
Szlachetność jaka z ciebie dopiero się wysłania
Ludziom naiwnym , głupim ,niczego nie wzbrania.
Bądźże wiecznym cokołem gromu twojej bieli
Tych  ,co to cię nie znają ,żeby się zwiedzieli.
Pustki myślenia uszły gdzieś tam do lamusa,
Wdarła chęć życzliwości ,nawet jeśli kusa,
Nawet obdarta ,bez szat i splamiona w czynie
Nadto i tak zwycięży ,zabłyśnie ,nie zginie.
Tak rozkojarzyć wielce potrafisz ,o Ty mnie,
Jest mi lekko ,przepraszam ,lecz kończę niechybnie.
Wiedziesz na pokuszenie ,niejednego pana
Jakby w przebraniu damy wysyłasz szatana.
Wice wersa w miłości ,tuż owego zgiełku
Bez swej rozwagi uczuć  ,będziemy w piekiełku.
Tak w codziennym ferworze głośnym walki bycia
Bez miłości ,Ty Miłość ,Ty wiesz ,nie ma życia.
Jeśli strofy piszą Ci ,a pisują wieszcze,
Ty istniejesz miłości ,Ty istniejesz jeszcze!?
MOTYL
29 października 2011

MOTYL

Na cóż tak w mękach motyl wychodzi z poczwary
Gdy jest mu dobrze ,ciepło ,nad bezmiar jest w wiary
Sili się sam tak kruchy w nieznane żywioły?
Smutek więzienny wyzbyć ,strząsnąć by być goły,
Starej skorupy uciec ,pozbyć oblepienia.
Przeistoczyć w owoc ,stać w światłe oślepienia ,
Poczuć tę siły iskrę nowego rodzaju.
Ślepo -nie świadom  jeszcze ,dąży tak do raju.

29 października 2011

ZBOŻE

Poukładane kłosy łanów jak bezmiar -zboże
Stoi na polu w ciszy ,nie szumi ,nie może.
Tylko szeleści cicho dojrzewając w słońcu.
Powszednim chlebem potem stanąć się na końcu.

Forma istoty życia której źdźbło pnie się w górę
By się uwolnić ,rozsiać ,tworzyć nową chmurę
Małych zalążków życia dla siebie w zamiarze.
Dostrzegł cel człowiek ,łyka to życie w nadmiarze

Nie widząc straty łona co wydaje owe
Jak złodziej wydarł , trwoniąc ,łapie później głowę.
Nie słyszał pieśni żalu w żniwnych ferworach ,żął,
Tylko to szelest kosy ,otarł pot ,chciwie wziął.

EKSTREMALNOŚCI?
12 listopada 2011

Ekstremalności?

Na paralotni wzbijam się w przestworza,
Zaszczyty górskie odwiedzam i morza,
Kraje nicości ,otchłani ,bezmiary,
Wiszące chmury ,wietrzyska zamiary.

Taki latawiec bez sznura uwięzi ,
Który nie siądzie nigdy na gałęzi.
Jak myśl przeniknie ,by deliberować,
Móc wszystko dotknąć ,szeroko obcować.

Miast krztusić ,dławić w codzienności bycia
Otwieram płuca ,chcąc zachłysnąć życia.
Połykam lazur podniebnego puchu.
Tak właśnie marzę -gniotąc flaki w brzuchu .

czwartek, 15 grudnia 2011

URWISY I ŻABY
24 maja 2010

URWISY I ŻABY

Mały Stasiu ,urwis wielki
Wybrał się sam po cukierki.
Ze dwie dyszki ma w kieszeni
Zaraz w sklepie je zamieni.

Tak umyślał sobie w głowie
Lecz po drodze ,słyszy w rowie,
Coś się pluska .Kumpel z klasy
Głośne robi w nim hałasy.

Brodzi w wodzie po kolana,
Łapie żaby już od rana.
Nagania je do słoika,
Ciężko mu jest , każda dzika.

Nie przeraża to bobasa,
Utaplany jest do pasa.
Trzyma Marek słoik w dłoni
I zawzięcie żaby goni.

Jedną miał w słoiku prawie,
Ale bokiem czmychła  w trawie,
Drugą w ręce ,już ją ściska
Też uciekła ,taka śliska.

Przygląda się z góry Stachu.
Obeznany jest w tym fachu .
-Dawaj słoik z tamtej strony
Podpowiada zawiedzony

I podwija swe rękawy,
Taki z niego kumpel klawy.
Wskoczył szybko bez rozkazu
Sam chce złapać sześć od razu.

Wyrwał słoik już zastawia
-Ale cwana !-Wejść odmawia
-Nagoń je tu ,zastaw !-Nogą !
-Nie tak !-Tutaj !-Uciec mogą !

Bitwa w błocie nie na żarty,
Jeden drugi tak uparty.
Wystraszone skaczą żaby,
Między nimi dwa te draby.

-Pomysł taki jest chłopaki
-Trzeba koszyk byle jaki
-A najlepiej wiklinowy
-Kupił właśnie tata nowy .

Odezwał się Jasiu z brzegu
Był w pobliżu ,przyszedł w biegu,
W majtkach tylko ,cały goły.
-Skoczę szybko do stodoły.

Nie minęło dwie minuty
Ledwo zdążył ściągnąć buty
Zjazd na pupie z wielkim krzykiem,
Tak się spieszył Jaś z koszykiem.

Nie potrzeba większej frajdy,
Śmieją kumple się z ciamajdy.
Depczą chlapią z jednej strony
Z drugiej rów już zagrodzony.

Przystawili wiklinowy
Taty Jaśka koszyk nowy.
Wreszcie są w niewoli żaby,
Cieszą się ogromnie szkraby.

W tym zapale poświęceniu
Zapomnieli o jedzeniu,
Zapomnieli o obiedzie
Ach te żaby .Wszystkie w biedzie.

-Fajny jest dziś dzień wakacji
I nie koniec smyków akcji
Marek ,pierwszy był do grzechu,
Za brzuch złapał się ze śmiechu.

Przyszedł właśnie mu do głowy
Pomysł na te żaby nowy.
Wielkie ma fantazji wodze.
-Sklep spożywczy jest po drodze.

-To się właśnie dobrze składa.
Stach radośnie odpowiada.
W pędzie kosz we trzech tachają
I z pięćdziesiąt żab w nim mają .

Pani w sklepie przerażona.
Trójka brzdąców ubłocona
Stoją razem na wprost lady.
-Chcemy kupić czekolady.

Wyjął Stach z kieszeni kasę
Mokrych drobnych całą masę.
-Będzie tutaj ze dwie dychy,
I wybuchły  głośne chichy .

Ze stoickim Jaś spokojem
Był w westernie dziś kowbojem,
Brew na oku nie drży wcale
I na licu kamień stale.

Kopnął koszyk lewą nogą,
Żaby z kosza wyjść już mogą.
Patrzy trójka z swą przekorą
Żabki sklepu będą zmorą.

Nie czekały wcale płazy
I wylazły te okazy.
Skaczą w górę i na boki
Takie żabie  robią skoki.

-Proszę chłopcy czekolada.
Oni chórem -marmolada,
-Dzisiaj właśnie tak się składa
-Marmolada marmolada.

-Tu nie teatr nie przedszkole
-Ja was zaraz trzech wyszkolę,
-Swędzą was te brudne dupy?
-Brać mi szybko te zakupy!

-Cyrki w domu  !-tam możecie
-A nie w sklepie  ,rozumiecie.
Tak się pani ze złościła
Była przecież taka miła.

Wtem na ladzie żabka skacze.
-Ja wam tego nie wybaczę!
-Wy hultaje małe zbóje!
-Wszystkie flaki wam wypruje!

Łap za miotłę i przed ladę,
Zobaczyła -żab -paradę.
Opadły jej ręce obie.
Żaba ją po nodze skrobie.

W wielkim szale pełnym złości;
-Ja wam porachuje kości!
Krzyczy ,piszczy ,skomli ,ryczy
Gruby ciężki babsztyl byczy.

Chłopcy widzą nie przelewki,
Babsztyl w sklepie nadto krewki.
-Przebrała się chyba miarka,
Cicho gada Stach do Marka.

-Wina Jaśka to jest cała,
-Ta łachudra koszyk pchała!
-Twoja wina !-Jaś na Marka,
-Sami sobie łapcie !- narka!

-Lepiej jak nas tu nie będzie,
Szepnął Stach i zanim w pędzie.
Marek widzi co się dzieje
Też ze sklepu szybko wieje.

Schowali się za mur gruby
Nie chcą przecież swojej zguby.
Pani żaby łapie sama
Ponoć -łapała do rana.

Pamięć długa jest o sprawie,
Ze dwa lata będzie prawie.
Omijają sklep z daleka,
Dobrze wiedzą ,co ich czeka.

Lecz tą trójkę nic nie zraża.
Choć bolesna czasem gaża
Za te głupie ich wybryki
Cóż -we krwi to mają smyki .

Są to kumple z jednej klasy.
W swych wyczynach wielkie asy.
Sławni razem w całej szkole,
Acz książkowe wielkie mole.

wtorek, 13 grudnia 2011

ŻNIWA I OLA

26 października 2011

OLA I ŻNIWA

Pewnego razu gdy szedłem w pole
Tuż blisko żyta spotkałem Olę
Tak rezolutna miło się śmiała
Jakby czekała jakby coś chciała

Zrzuciłem kosę szybko na miedzę
Swymi oczami Oleńkę śledzę
Jest zawstydzona spuściła oczka
Lecz nie zrobiła do tyłu kroczka

Podszedłem bliżej wziąłem za rękę
Drugą włożyłem jej pod sukienkę
Nic nie mówiła spokojnie stała
Dała mi buzi też tego chciała

Koszę to żyto przecież są żniwa
Ostra ma kosa nie jest leniwa
Jak to na roli wciąż tu robota
Ja rolnik młody to  jest ochota

niedziela, 11 grudnia 2011



STARA BAJKA NOWA BAJKA W ROLI GŁÓWNEJ SKRĘT I FAJKA
Czyli jak to jest na haju!
2 września 2010

Jedna bajka druga bajka
U krasnala w zębach fajka
Stoi sobie w mym ogródku
Puszcza dymek po cichutku

Palił fajkę rak ukradkiem
Miał kłopoty z własnym tatkiem
Dostał za nią tęgie smary
Chociaż krasnal taki stary

Puścić tato sam chciał dyma
Temu burdę z synem wszczynał
Bo i ojciec -myślał wolno
Potem piwo sobie golnął

Po nim przeszły wszelkie złości
Przylał przecież mu z miłości
A z miłości ,do zwyczaju
Sam jest z bajkowego kraju

Kraju fajki i tytoniu
Nie rozumiesz to gamoniu
Kto raz został nałogowcem
Zawsze skręci na manowce

To już koniec pierwszej bajki
Rzadko kto używa fajki
Jak już palić lepiej skręty
I zagłębić się w odmęty

Bajki drugiej nowej ery
I wyczyniać w niej numery
No więc czas już do ogródka
Poczęstować krasnoludka

Niech spróbuje mały trawki
Może będzie miał zajawki
Się rozumie odlot w chmury
Nawet w bajce Świat ponury

Łyknął krasnal dymów kilka
Miła się zrobiła chwilka
To jest trawka nie jak fajka
Krasnal odparł - ale bajka

Parę dymów tyle cudów
Wreszcie życie jest bez nudów
Po co śpiąca mi królewna
Zimna ,drętwa , cała z drewna

Do niczego baba taka
Choć jam krasnal to mam ptaka
Tyle lat jest na uwięzi
Aż mnie skręca aż mnie mierzi

Gdzie jest burdel tutaj stary
Czas mi ziścić me omary
Tak odezwał się z powagą
Jestem krasnal z wielką lagą

Prowadź stary do burdelu
Pozwól doznać personelu
Jest jak w bajce wszystko mogę
Jeszcze skręta daj na drogę

Parę dymów tak owocnych
Przysporzy mi czynów mocnych
Nie zawiodę personelu
Przecież idę w jednym celu

To ci krasnal dam marychę
Będziesz krasnal teraz w dychę
Moce twoje przerobowe
Uszczęśliwią nawet krowę

Wnet zapomni o swym byku
Będziesz wielki skurczybyku
Gieroj mocny nad gieroje
Daje na to słowo moje

Ale jeden jest warunek
Czy masz kasę na ten trunek
Co to kasa ++++ Mele pecie
Wy krasnale co nie wiecie

Forsa szmalec no pieniądze
Bez niej krasnal na bok rządze
Jak to ,u was też się płaci
Nawet Krasnal się nie szmaci

Wolę stać już w tym ogródku
Pogrążony dalej w smutku
Pykać znowu swoją fajkę
Niż mam płacić za tą bajkę

To choć wyrzuć coś na piwo
A załatwię darmo żniwo
Dobrze stary mecie pecie
Krasnal trzyma w toalecie

Tam gdzie sedes w dole w dziurze
Od odpływu w grubej rurze
Szczero złote są dukaty
Użyj synu do zapłaty

Aleś krasnal jest rozchwiany
Musisz zdrowo być naćpany
Tam gdzie gówna złoto leży
Kto ci krasnal w to uwierzy

Jeśli nie chcesz no to nie wierz
I dukatów moich nie bierz
Że się własnych gówien brzydzisz
Sam ze siebie synu szydzisz

Co ty krasnal bredzisz bratku
Chcesz mnie zmusić do upadku
Do upadku mej godności
Skąd tak wiele masz podłości

Powiem tobie na ostatku
Dawno jesteś sam w upadku
Już mnie gadka z tobą sierdzi
Żaden grosz synu nie śmierdzi

Tam gdzie złoto tam i gówno
Razem w parze chodzą równo
Kto wyciągnie wnioski z tego
Zawsze złoto będzie jego

Skarby złote czy gówniane
Tajemnicą są owiane
Każdy krasnal skarb swój chowa
Jest w legendzie o tym mowa

Kto używa dobrej trawki
Na ten temat ma zajawki
Puszcza wodze swej fantazji
Z dymkiem przy każdej okazji

sobota, 10 grudnia 2011

PEKAES

29 listopada

PEKAES

Ta robota jest dla ludzi
Fajna taka nic nie nudzi
Z kierownicą do sukcesu
Bądź kierowcą pekaesu

Autobusem pędzi drogą
Gaz przyciska jedną nogą
Druga mu na sprzęgle wisi
Czy to mnisi ?wszyscy cisi

Ot kierowca wyścigowy
Młody szofer jedzie nowy
Zwolnic gazu nie chce mu się
Blady strach padł w autobusie

Z kierownicą do sukcesu
Jest kierowca pekaesu
A... kierowca i beztroski….
Mija miasta mija wioski

Szofer nie jest byle jaki
Po co patrzeć mu na znaki
Ograniczą mu swobodę
Mógłby komuś zrobić szkodę

Na zakręcie rzuca zadem
Żona czeka go z obiadem
Z kierownicą do sukcesu
Tylko w firmie pekaesu
MASZYNERIA ŻYWA

29 listopada

MASZYNERIA ŻYWA

Miasto beton słowem preria
Idzie drogą maszyneria
Długie nogi cienka w pasie
Czy by aby pchnąć nam da się

Jak motyla gąsienica
Na kapuście tkwi jak lwica
Tak ta maszyneria żywa
Do działania mężczyzn wzywa

Czy w tej prerii betonowej
Móc mieć baczność presji nowej
Co z za węgła wyszła w chwili
Żeby chłopcy się dziwili

Bo ci chłopcy to głuptaki
Takie morskie dziwne ptaki
Pogubieni w oceanie
Taką władzę mają panie

Maszyneria artyleria
Sprytna w bitwie kawaleria
W betonowej prerii miasta
Kwieci cudnych nam wyrasta

Zagubieni zapomniani
W tym betonie nie są sami
W maszynerii nam nadzieja
Dreszcz w wolności -łap złodzieja
BĄCZEK

29 listopada 2011

BĄCZEK

Lata bączek koło łączek
Niema nóżek ani rączek
Tylko mocne dwa skrzydełka
I naturę ma diabełka

Tu użądli tam upili
Nie usiedzi ani chwili
Cały czas jest w ciągłym ruchu
Nie posmyrasz go po brzuchu

Nawet nocna ćma zaradna
Nie usidli bączka żadna
Tak się bączek kręci w wirze
Gdzie jest krewka tam ją zliże

Tak jak motyl z kwiatka w kwiatek
Taki bączek ma swój światek
Wszystkie pszczoły ,osy ,muchy
Chciały z bączkiem mieć maluchy

Każda za nim fruwa ,lata
Przemierzyły już pół świata
Chciały bączka złapać w sidła
Wkrótce każdej mina zbrzydła

Nie rozumią  baby z trawy
Że ten bączek taki żwawy
Skąd ten wigor tak owocny
Jest kawaler -temu mocny.
GĄSIENICA

29 listopada 2011

GĄSIENICA

Gąsienica na kapuście
Rozmyślała o rozpuście
Swoim skrytym chytrym stylem
Chciała romans mieć z motylem

Gdy nażarła się do syta
Pomysł nowy w głowie świta
Kwaśne soki w tej kapuście
Nie pomogą mi w rozpuście

Takie chodzą ponoć plotki
Motyl lubi nektar słodki
Wyskoczyła na marchewkę
Robi soczek na nalewkę

Roztwór lepki kolor krwisty
Efekt będzie zajebisty
Usiadł motyl w soku strużki
Przykleiły mu się nóżki

Ani w lewo ani w prawo
Mam cię motyl mam na klawo
Gąsienicy radość wielka
Oderwała mu skrzydełka

Nie rób motyl ze mnie winnej
Byś nie uciekł mi do innej
Wszystko robię to z miłości
Wiem -tak kochają prości
DARMOZJAD

29 listopada 2011

DARMOZJAD

Mówić o tym nie wypada
Mam ja w domu darmozjada
Leży ciągle mój osiłek
Drażni każdy go wysiłek

Mówię sprzątnij -on żenada
Napraw gniazdko -weź sąsiada
Chociaż zróbże dziś śniadanie
On śpi dalej i nie wstanie

Gdy mu kiszki w marsza grają
Ledwo nogi z łóżka wstają
Po nich cielsko toczy wolno
I odzywa się namolno

Daj mi szybko coś do żarcia
Nie mam w nim żadnego wsparcia
Nawet w nocy ten skurczybyk
Jak zarżnięty twardo śpi byk

O robocie nie ma mowy
Już wyrywam włosy z głowy
Opadają obie ręce
Dokąd żyć mam w takiej męce

Już chcę kopnąć w dupę dziada
On mi wtedy odpowiada
Zastanów się ty kobieto
Czy ty jesteś mi podnietą
KONIK POLNY

29 listopada 2011

KONIK POLNY

Na trawniku konik polny
Wykonuje zawód wolny
Zamiast skrzypiec ma gitarę
Bałamuci każdą szparę

Ogier nader rozrywkowy
W tańcu dzwonią mu podkowy
Nie odpuści i chabecie
Zaraz siądzie jej na grzbiecie

I modliszka się nudziła
Tyle kopyt jaka siła
Zagrał konik na gitarze
I oboje tańczą w parze

Jemu w głowie rock en role
Ona mówi bluesa wolę
Wszystko jedno co chcesz luba
Twoja cnota moja zguba

Podniecała go tak dupa
Zażartował konik z głupa
A była kobita
Wyciągnął kopyta
WAŻKA

29 listopada 2011

WAŻKA

Pająk krzyżak do swej sieci
Łapie wszystko co podleci
Czy to komar czy też mucha
Każdy owad pająk dmucha

Raz z wizytą wpadła ważka
Ważka to jak z mlekiem kaszka
Wydmuchał ją w trzy sekundy
Nie dotrzymał końca rundy

Zawiedziona wielce ważka
Wcale nie chce znać już ptaszka
Odwiedziła więc motyla
I z motylkiem krótka chwila

Poleciała do dzięcioła
Dzięcioł kowal jej podoła
Masz ty dzięcioł siłę w dzióbie
Niech mi dzięcioł też podłubie

Dzięcioł myśli ale gratka
Z mocą dzióbnął tak owadka
Aż przetrącił ważce krzyże
Że się ważka nie wyliże

Co się będzie męczyć ważka
Stała się przysmakiem ptaszka
Z tego morał mamy taki
Zwyrodniałe są te ptaki
TRUTEŃ

29 listopada 1011

TRUTEŃ

Na bławatku młoda pszczoła
Leży sobie cała goła
Sprytny truteń w żółte paski
Chciał się dobrać do tej laski

Chłopak nie miał nic pojęcia
Jak udawać przed nią księcia
Przyniósł dla niej garczek miodu
Lecz nie chciała był bez lodu

Słońce grzeje ciepła pszczółka
Zamiast lodu dał ogórka
Nie muszą być w żółte paski
Takie lody też chcą laski